ks. Marek Dziewiecki
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 5/160
Żyjemy w czasach, w których u wielu ludzi zanika pragnienie rozwoju duchowego. Potrzeby człowieka w tej sferze nie są bowiem tak bezpośrednio odczuwane, jak potrzeby cielesne, emocjonalne czy społeczne. To właśnie dlatego dziecko zwykle chętniej poprosi rodziców o coś do zjedzenia niż o coś do przemyślenia. Współczesny człowiek podejmuje wysiłek, aby stać się raczej kimś bogatym materialnie niż duchowo. Wtedy jednak ryzykuje, że jego więzi i wartości będą coraz bardziej powierzchowne i będą powodować coraz większą frustrację.
Spróbujmy zatem określić termin "duchowość" oraz znaczenie duchowości w życiu i + funkcjonowaniu człowieka. Tę sferę można zdefiniować jako zdolność człowieka do zrozumienia samego siebie. Człowiek dojrzały duchowo potrafi postawić sobie podstawowe pytania, dotyczące jego własnej tajemnicy, i szukać na nie pogłębionych, zasadnych odpowiedzi. Duchowość to zdolność człowieka do postawienia sobie pytań o to, skąd pochodzi, kim jest, dokąd czy do Kogo zmierza oraz w oparciu o jakie więzi i wartości może się w pełni rozwinąć. W konsekwencji duchowość - i tylko duchowość - może stać się centralnym systemem zarządzania naszym życiem. Dopóki dana osoba nie rozwinie sfery duchowej, czyli nie odkryje sensu własnego istnienia, dopóty nie może zająć dojrzałej postawy wobec siebie, wobec własnego życia oraz wobec otaczającego ją świata.
Jeśli na przykład ktoś kontaktuje się z samym sobą głównie poprzez swoją cielesność, to ciało nie może mu wyjaśnić natury człowieka ani sensu jego istnienia. Ono odczuwa jedynie biologiczne potrzeby i fizjologiczne uwarunkowania. Pozostawione własnej spontaniczności staje się rodzajem nowotworu, który podporządkowuje sobie pozostałe sfery ludzkiej rzeczywistości i zniewala daną osobę. Podobnie człowiek nie może zrozumieć siebie, jeśli próbuje rozszyfrować własną tajemnicę poprzez pryzmat sfery psychicznej, czyli wtedy, gdy skupia się na swoich subiektywnych przekonaniach lub przeżyciach emocjonalnych. Taki człowiek szuka jedynie dobrego samopoczucia, zwykle natychmiast i za wszelką cenę, nawet za cenę uwikłania w śmiertelne uzależnienie.
Duchowość zaczyna się dopiero wtedy, gdy człowiek wznosi się ponad swoje ciało i ponad swoją psychikę, aby postawić sobie pytanie o to, jaki sens ma jego ciało, jego myślenie i jego emocje, a także jaki sens ma on sam oraz życie, które stało się jego udziałem. Niezwykłością sfery duchowej jest zatem fakt, że tylko w tej sferze człowiek może zapytać o własną tajemnicę i o sens życia nie z perspektywy cząstkowej (na przykład cielesnej czy psychicznej), lecz z perspektywy całej swojej rzeczywistości jako osoby. Człowiek pozbawiony dojrzałej sfery duchowej to ktoś z definicji uzależniony od jednej ze swoich sfer cząstkowych albo od nacisków płynących ze środowiska zewnętrznego.
Jednak samo pojawienie się pytań o tajemnicę człowieka nie daje gwarancji, że potrafimy znaleźć prawdziwe odpowiedzi i osiągnąć duchową dojrzałość. Jednym z radykalnych zagrożeń w rozwoju duchowym jest uznawanie za duchowość czegoś, co w rzeczywistości w ogóle nią nie jest. Przeżycia artystyczne, zachwyt nad przyrodą czy ćwiczenia na koncentrację i skupienie uwagi - to wszystko bywa mylone z duchowością. W rzeczywistości nie są to sposoby odkrywania natury i sensu ludzkiej egzystencji.
Stopień rozwoju duchowego może być weryfikowany w oparciu o kilka podstawowych kryteriów. Pierwszym z nich jest sposób rozumienia własnej cielesności oraz postawa wobec ciała. Dojrzały duchowo człowiek nie redukuje siebie do sfery cielesnej. Nie jest ani wrogiem, ani niewolnikiem ciała. Jest natomiast zdolny do świadomego kierowania tą sferą w taki sposób, aby wyrażała ona odpowiedzialną miłość wobec siebie i innych ludzi. Po drugie - dojrzały człowiek rozumie, że sensem emocji jest informowanie go o jego sytuacji osobistej, a zwłaszcza o jego więzi z Bogiem, z samym sobą i z drugim człowiekiem. Taki człowiek nie ucieka od bolesnych emocji ani się im nie poddaje. Podejmuje decyzje w oparciu o miłość, prawdę i odpowiedzialność, a nie w oparciu o doraźne stany emocjonalne. Równie ważnym sprawdzianem dojrzałości duchowej jest postawa wobec myślenia. Dojrzałość duchowa to świadomość, że człowiek ma zdolność oszukiwania samego siebie oraz że istnieje ścisły związek między sposobem myślenia a sposobem postępowania. Dojrzały człowiek ma odwagę szukania całej prawdy o sobie - także wtedy, gdy jest ona dla niego bolesna albo gdy wymaga dokonania zasadniczej zmiany w dotychczasowej filozofii życia.
Ważnym sprawdzianem dojrzałości duchowej jest świadomość, że nie może być szczęśliwy ktoś, kto próbuje zaspokoić jakąś cząstkę siebie lub pewien rodzaj swoich potrzeb kosztem całej reszty własnej rzeczywistości. Dojrzały człowiek nie łudzi się, że może doświadczyć trwałej satysfakcji wtedy, gdy troszczy się o potrzeby ciała kosztem norm moralnych czy więzi międzyosobowych, albo wtedy, gdy respektuje swoje aspiracje społeczne i religijne, ale ignoruje lub zaniedbuje potrzeby cielesne czy emocjonalne.
Dojrzała duchowość jest możliwa nie tylko dzięki temu, że człowiek potrafi być świadomy samego siebie, ale także dzięki temu, że prawda o ludzkiej naturze oraz o sensie naszego istnienia ma charakter obiektywny, który możemy odkryć i respektować. Autentyczna duchowość oznacza, że człowiek nie wymyśla wizji samego siebie, lecz obserwuje życie swoje i innych ludzi po to, by znaleźć obiektywną prawdę o sensie istnienia oraz kryteriach ludzkiej dojrzałości.
Sięganie po substancje psychoaktywne jest wyrazem szukania łatwego szczęścia, które nie istnieje. Jest uleganiem iluzji, że można poprawić sobie nastrój, nie zmieniając własnej sytuacji życiowej oraz nie korygując dotychczasowych zachowań, prowadzi zatem do ucieczki od duchowości, a w konsekwencji do ucieczki od rzeczywistości.
Duchowość szuka obiektywnego, czyli całościowego i realistycznego rozumienia człowieka oraz takiej filozofii życia, która prowadzi do optymalnego rozwoju ludzkiej osoby. Tymczasem człowiek uzależniony szuka zapomnienia, karmi się subiektywnymi iluzjami, nałogowo oszukuje samego siebie oraz kieruje się destrukcyjną filozofią życia, czyli dążeniem do poprawy nastroju drogą inną niż modyfikowanie własnego postępowania oraz własnej sytuacji życiowej.
Powtórzmy raz jeszcze podstawową zasadę: nie ma wolności bez duchowości.
Gdyby interwencja terapeutyczna ograniczała się jedynie do przezwyciężania psychicznych mechanizmów uzależnienia, to byłaby analogiczna do interwencji lekarza, który "leczy" gorączkę u pacjenta, ale nie próbuje usuwać jej przyczyn.
Przed tego typu błędami stanowczo przestrzega jeden ze znanych autorów amerykańskich: "Ktoś mógłby nauczyć mnie techniki medytacyjnej lub sposobu modlitwy, dzięki którym potrafiłbym łagodzić niektóre objawy mego uzależnienia od stresu. Fakt, że technika ta należy do tradycji duchowej, nie czyni jej dla mnie duchowa. Staje się ona prawdziwie duchową dopiero wówczas, kiedy moje wysiłki prowadzą do miłości, a nie tylko mają na celu obniżenie ciśnienia krwi lub kwasoty żołądka" [*].
Człowiek duchowo niedojrzały nie wyciąga wniosków z bolesnych sygnałów emocjonalnych, nie koryguje swego życia i postępowania. Jego celem jest ucieczka od bolesnych emocji, a to prowadzi do uzależnień od substancji, które chemicznie modyfikują jego nastroje. Druga skrajność to sytuacja, w któej człowiek podporządkowuje się własnym emocjom. Wtedy nie jest w stanie kierować się miłością i odpowiedzialnością, a w konsekwencji popada w poważny kryzys egzystencjalny.
Dopełnieniem rozwoju duchowego jest religijność, która pomaga człowiekowi zrozumieć jego własną tajemnicę i jest źródłem siły potrzebnej do kierowania się miłością i odpowiedzialnością.
Istotą religijności jest przyjaźń z Bogiem, który jest mądrą, wychowującą miłością, a najważniejszym sprawdzianem dojrzałej religijności jest uczenie się takiej właśnie miłości.
Dojrzale kochający człowiek potrafi dobierać słowa i czyny miłości dostosowane do sytuacji danej osoby. Natomiast człowiek, który kieruje się emocjami, a nie miłością, bywa naiwny lub okrutny. Ktoś mądrze kochający nie cofa miłości nawet wobec tych, którzy bardzo błądzą (trzeźwiejący alkoholicy mówią o "twardej" miłości), ale też nie przeszkadza błądzącym ponosić naturalnych konsekwencji ich własnych błędów. Takiej właśnie miłości uczy Chrystus w przypowieści o marnotrawnym synu, który dzięki mądrej postawie ojca zastanawia się nad swoim życiem i staje się synem powracającym.
* Gerald G. May: Uzależnienie i łaska. Miłość, duchowość, uwolnienie. Media Rodzina, Poznań 1995, s.187.