Płeć a psychoterapia
Wanda Sztander
Czasopismo: Terapia Uzależnienia i Współuzależnienia
Numer: 6
Tytuł ten zapowiada garść rozważań na temat roli płci w spotkaniu pomiędzy pacjentem a psychoterapeutą. Chodzi o sytuacje, gdy diada ta jest jednorodna płciowo (pacjent psychoterapeuta, pacjentka -psychoterapeutka), lub niejednorodna pod względem płci (pacjent -psychoterapeutka, pacjentka psychoterapeuta). Nieraz zadawano sobie pytanie, czy jednorodność płci w psychoterapii ma znaczenie, a jeśli tak to jakie?
Moim zdaniem na pytanie to nie ma jednoznacznej odpowiedzi, chociaż ciekawa jest treść niektórych rozwaań psychologicznych na ten temat.
Zacznijmy od modelowania.
Modelowanie jest pojęciem zaczerpniętym z psychologii uczenia się i dotyczy pewnego procesu, jak i sposobu uczenia się, mianowicie sposobu opartego o wzór, zwany inaczej modelem. Zauważono, że uznane powszechnie uczenie się poprzez naśladownictwo nie wyjaśnia tych sytuacji, gdy człowiek nie naśladuje szczegółów zachowań drugiej osoby, przyjmuje jednak jakiś styl, strategię, sposób myślenia o pewnych sprawach, wartości, itp. Trudno mówić wtedy o dosłownym naśladownictwie, jednak jest czytelne, iż osoba A czerpie w bardziej globalny sposób ze sposobu życia i zachowań osoby B. Osoba B jest w takiej sytuacji modelem dla A. Psychoterapeuta może być modelem dla swego pacjenta. Modelowanie ma poważny i uznany wpływ na zachowanie ludzi. W terapii uzależnień sprawa ta ma szczególne znaczenie.
WĄTPLIWOŚĆ PIERWSZA
Czy można bezwarunkowo ustalać wyższość jednorodności płci w modelowaniu, czy może chodzi raczej o rodzaj deficytów pacjenta i odpowiednio o rodzaj istotnych aspektów modelujących u terapeuty. Może w deficycie wyrażania emocji bardziej modelująca będzie dla pacjenta terapeutka ekspresyjna, z dużym zasobem możliwości wyrażania uczuć, niż mężczyzna o niezbyt szerokim spektrum możliwości w tym zakresie? Zakładam naturalnie, że emocjonalność terapeutki nie przekracza granic tolerancji pacjenta, zaś rzeczona terapeutka świadomie steruje swoimi reakcjami emocjonalnymi.
Mimo wszystko, łatwo zauważyć, że pacjentami lecznictwa uzależnień są przede wszystkim mężczyźni, zaś terapeutkami głównie kobiety. Niektórzy uważają, że proporcja ta, z punktu widzenia modelowania, jest nieprawidłowa. Całą sprawę komplikuje jeszcze jeden czynnik dodatkowy, jakim jest własne, przezwyciężane uzależnienie terapeutek i terapeutów alkoholików oferujących usługę psychoterapeutyczną. Mam na myśli zdrowiejących alkoholików mężczyzn i kobiety, terapeutów uzależnień.
Siła oddziaływania zdrowiejących alkoholików na pacjentów odwykowych w znakomitej mierze bierze się z siły modelowania. Mogłoby to prowadzić do konstatacji, iż w lecznictwie odwykowym lepszy jest terapeuta (mężczyzna) alkoholik (trzeźwiejący) niż inny terapeuta, ze względu na rodzaj (męski) leczonej populacji. Przy czym, że z alkoholikami mężczyznami powinien pracować alkoholik, zaś z kobietami alkoholiczkami alkoholiczka.
Myślę, że jest w tym coś, co należy szanować, może nawet coś przez duże "C". Dotąd jednak nie poczyniono tego rodzaju ustaleń, ponieważ nic w psychoterapii nie chce być tylko czarne lub białe. Oczywiście dzieje się to z powodu złożoności procesu psychoterapii.
WĄTPLIWOŚĆ DRUGA
Czy istotnie psychoterapeuta zawsze jest dobrym modelem dla pacjenta? Jeśli zakładamy, iż jest to ktoś dojrzalszy, zdrowszy psychicznie, odpowiedzialny bardziej konstruktywnie niż pacjent za swoje relacje z innymi ludźmi, w większym stopniu zdolny do dobrych relacji z innymi, lepiej radzący sobie z emocjami i problemami osobistymi i skuteczniej realizujący swoje pragnienia i wartości życiowe... itd., to tak.
Myślenie o psychoterapii zakłada taką dysproporcję i takie właśnie widzenie sprawy. Niezależnie od płci oczekujemy, że jeśli ktoś chce pomagać drugiej osobie lecząc ją, pewne trudności emocjonalne jego samego nie dotyczą w tym sensie, iż zostały w jego życiu konstruktywnie rozwiązane lub są konstruktywnie rozwiązywane. Czy zawsze da się to powiedzieć o terapeucie alkoholiku?
Odpowiecie zapewne: to zależy jak zdrowieje. No właśnie. Więc mniej może, czy jest mężczyzną czy kobietą, zaś bardziej może jak zdrowieje?
Wątpliwość trzecia ma charakter bardziej generalny niż sprawy płci, dotyczy jednak modelowania: czy osoba chora (choć zdrowiejąca) jest lepszym modelem zdrowego funkcjonowania niż osoba zdrowa? Nie będę rozważać tego punktu ze względu na oboczność tematu w stosunku do głównego pytania (o rolę płci), lecz już słyszę w głębi duszy wzburzone głosy o zdziwaczałych psychologach, nienormalnych psychiatrach i zakłamanych psychologicznie, nieodpowiedzialnych życiowo oraz nałogowo manipulatorskich, trzeźwiejących alkoholikach. Zostawmy to jako ciekawy temat na inną okazję.
PRZENIESIENIE
Sprawa kolejna, to zjawisko przeniesienia w psychoterapii i kłopoty z tego płynące. Prawdziwe kłopoty płynące z przeniesienia to pokusy. Wszystkie inne stosunkowo łatwo przekształcić w konstruktywną pracę psychologiczną.
Przeniesienie jest zjawiskiem z obszaru projekcji, opisującym fakt, iż osoba A widzi w osobie B "kogoś innego" niż realną osobę B. "Ktoś inny" to: "prawdziwy mędrzec" w miejsce człowieka zwyczajnie borykającego się z własnymi problemami, "sama dobroć" w miejsce kogoś, kto jest w paski więc i dobry i zły, "jedyna na świecie osoba, która wie jak powinnam żyć" w miejsce człowieka pełnego na ten temat ludzkich wątpliwości, i tak dalej.
Pokusy terapeuty mogą dotyczyć możliwości myślenia o sobie jako kimś nieomylnym, bezgranicznie dobrym i wszechwiedzącym w sprawach pacjentów, którzy tak to właśnie widzą, co jest naturalnie niebezpieczne, jak każdy inny rodzaj pychy. Szczególne jednak pokusy pojawiają się w momencie, gdy terapeuta jest spostrzegany przez pacjentkę (terapeutka przez pacjenta) jako najbardziej pożądany osobnik płci odmiennej, ktoś zachwycający erotycznie, obiekt zakochania, nareszcie odnaleziony, duży, silny, piękny i mądry. Dla wielu terapeutów i terapeutek to moment prawdziwej próby zawodowej, a czasem życiowej.
Cóż... historia spotkania w terapii przypominająca spotkanie z królewną swego serca lub królewiczem, przeniesiona na życie, kończy się tak samo jak w życiu. Prędzej czy później okazuje się, że królewna jest "zwyczajną kobietą". Miewa zgagę i złe humory, bez makijażu widać dysproporcję dolnej części twarzy, a do tego pokazują się pierwsze ślady starzenia. Królewicz miewa neurotyczne wybuchy, ma kłopoty z pęcherzem moczowym, wrzuca skarpetki pod łóżko i jest niewyobrażalnie zgryźliwy. I chociaż w życiu większości par udaje się przejść przez tę smugę cienia z sukcesem i pogłębieniem uczuć, dokładając do domowego ogniska po trochu różnych szczap, rozczarowanie z więzi wyrosłej w psychoterapii uderza mocniej. Uderza profesjonalnie terapeutę i cofa zdrowotnie pacjenta.
Dlatego realizacja pokus płynących ze stosunku zakochanych pacjentów wobec terapeutów jest w psychoterapii zabroniona kodeksem etycznym i nazwana nadużyciem, które można też ścigać prawnie. Możliwość zobaczenia w terapeucie "kogoś innego" jest tu wielokrotnie większa niż w normalnym życiu. Wpływają na to czynniki związane z samym procesem psychoterapeutycznym: szczególną wrażliwością i otwartością emocjonalną, silnym sojuszem pomiędzy pacjentem a terapeutą, lecz przede wszystkim siłą pragnienia i projekcji pacjenta, a więc kogoś, o kim z góry wiadomo, że nie radzi sobie konstruktywnie ze swoim życiem. Może pacjent w życiu nadmiernie obawia się więzi, które otworzyła psychoterapia, spuszczając z łańcucha wszystkie siły tkwiące dotąd na uwięzi, może pacjent jest osobą niedojrzale idealizującą wszystkie swoje związki z ludźmi (i to właśnie znów się przydarzyło), może regres do stanu dziecięcych pragnień absolutnego bezpieczeństwa każe widzieć w terapeucie opiekuńczą siłę swego życia, a zarazem siła niespełnionych pragnień bliskości i oparcia każe widzieć w kimś po prostu życzliwym i osobiście zaangażowanym (w terapię) ideał swego życia.
Istnieje jednak druga strona medalu. W sposób opisany powyżej odmienność płciowa może zakłócić lub zepsuć psychoterapię. Z drugiej strony, przy dobrym wglądzie i dobrych umiejętnościach psychoterapeuty, przepracowanie przeniesienia przynosi wiele korzyści osobistych pacjentowi, a czasem i terapeucie.
Praca nad relacją z pacjentem, a więc nad przeniesieniem i przeciw przeniesieniu ma swe istotne miejsce w psychoterapii. Praca ta może okazać się dla pacjenta konstruktywna, o ile przyczyni się do zwiększenia jego wglądu, realistycznego kontaktu z sobą i światem oraz pozwoli mu zanurzyć się w proces emocjonalny niezbędny do przemiany. Lecz to wszystko ma ,,zadziać" się w przestrzeni psychoterapii, a nie w przestrzeni życia. W trudniejszych przypadkach lub przy niewielkim doświadczeniu, potrzebna jest terapeucie w tym miejscu superwizja.
Co do psychoterapeuty, ma on/ona szansę rozwinąć się zawodowo, ponieważ trudne sytuacje uczą i hartują. Niestety jednak znów, pytając o wyższość diady jednorodnej płciowo nad diadą zróżnicowaną w psychoterapii odpowiemy: to zależy...
Wanda Sztander
Autorka jest psychologiem, licencjonowanym psychoterapeutą i superwizorem psychologicznym PTP, specjalistą psychoterapii uzależnień.