Problem do kwadratu
Anna M. Nowakowska
Czasopismo: Terapia Uzależnienia i Współuzależnienia
Numer: 4
Nad mówieniem o alkoholizmie kobiet nadal wisi odium wstydu i skrę powania. Pytanie o uzależnienia bardziej kojarzy się z "oskarżeniem" niż z próbą diagnozy i pomocy
Najłatwiej jest dostrzec zjawiska, które mają wyraźną reprezentację w umyśle. Trywializując: jeśli wiem, że coś istnieje i wiem jak to się przejawia, to spotykając się z tym zjawiskiem z łatwością je rozpoznam.
I pewnie dlatego zwróciłam uwagę na współwystępowanie u moich klientek "odwykowych" dwóch problemów: alkoholizmu i przemocy. Miałam ku temu okazję wręcz wyjątkową: pracowałam z ofiarami domowej przemocy w Niebieskiej Linii, prowadząc jednocześnie w Instytucie Psychiatrii i Neurologii grupę dla alkoholiczek. Dzięki temu zaczęłam dostrzegać, że w życiorysach uzależnionych kobiet aż gęsto jest od przemocy: różnego kalibru, w różnych konfiguracjach, w różnych okresach życia. W standardowym programie leczenia uzależnień nie zajmowano się przemocą. Owszem, prace skoncentrowane na krzywdzeniu najbliższych poruszały problem sprawstwa, ale penetracja życiorysu nie dotyczyła aspektu ofiary. Co więcej, mówienie o sobie w kategoriach ofiary ma w odwyku specyficzny wydźwięk: dobrze wyrenowana grupa dostrzeże w tym bo wiem "mechanizmy obronne" i udzieli krytycznych informacji zwrotnych. W najlepszym razie będą one brzmiały: "rozumiem, że masz żal do męża, ale spróbuj zrozumieć jego sytuację po prostu nie wytrzymywał nerwowo".
W najgorszym razie alkoholiczka usłyszy: "przestań użalać się nad sobą, zajmij się swoim piciem".
Co innego żona alkoholika, nikt nie kwestionuje jej prawa do nazywania siebie ofiarą domowej przemocy.
Ale alkoholiczka? Stereotyp podpowiada, że to ona właśnie pije, bije, poniża innych. Często jest to prawda, albo pół prawdy (gdy kobieta jest bita a jednocześnie bije lub zaniedbuje dzieci). Równie często jest na odwrót: picie kobiety jest alibi dla sprawcy. W końcu któż nie przyzna racji udręczonemu mężowi alkoholiczki?
W kontakcie z uzależnioną ofiarą domowej przemocy mamy do czynienia z "problemem do kwadratu".
FIOLETOWE SIŃCE, ZIELONA APASZKA
Wesoła Wiesia przyjechała na odwyk w świeżych, malowniczych sińcach. Głębokie zadrapania na szyi skryła pod zieloną apaszką. "Przy oka zji" zrobiła obdukcję. Nie pierwszą, jak się okazało. Poprzednich razów było ze dwadzieścia: w tajnej szufladzie leżały całe pliki obdukcji, zaświadczeń i skarg (napisanych i wysłanych, napisanych i nie wysłanych). Tych nie wysłanych jest więcej, bo Wiesia już nie wierzy w sprawiedliwość i sądy.
I słusznie, bo sprawiedliwości w sądach dochodzi się na trzeźwo, a Wesoła Wiesia nie była trzeźwa od ładnych paru lat. Kiedyś była nauczycielką, zanim ześliznęła się w dół społecznej hierarchii. Od długiego czasu Wiesia "prowadzi dom" dla pracującego męża. A mąż Wiesi ma pięści wielkie i twarde jak cepy.
Na początku były marzenia, kochanie, przytulanie i ciągły brak pieniędzy. Najpierw skończyło się przytulanie. W to miejsce przyszło poszturchiwanie. Mąż Wiesi zaczął dorabiać po godzinach i wygłaszać wzniosłe tyrady na temat obowiązków żony i praw męża. Muchy w nosie i wielkie aspiracje uczyniły go stosunkowo nieznośnym towarzyszem życia. Wiesia twierdzi, że zaszkodziło mu rozległe życie towarzyskie. "Kto kręci, chachmę ci, ten ma" mawiał w przypływie do brego humoru. Te przypływy, rzecz oczywista, zdarzały się po setce. Żeby męża odciągnąć od koleżków, Wiesia nauczyła się robić mocne domowe nalewki, siadała za stół razem z nim i usiłowała być dobrym kompanem. Kieliszek za kieliszkiem, miesiąc za miesiącem nie trudno zgadnąć, kto pierwszy został alkoholikiem. Kobiety z reguły łatwiej wpadają w uzależnienia chemiczne. A jak już wpadają, to degradują się szybciej.
Mąż Wiesi nie rozumuje w kategoriach "chorobowych". Jak kobieta pije, to trzeba jej z głowy to picie wy bić. A najszybciej wybija się pięścią.
Wiesiu - pytam - czy zdajesz sobie sprawę z błędnego koła, w którym utkwiłaś?
Och - odpowiada - gdyby on prze stał mnie tłuc i wyzywać, nie musiałabym pić. A tak co mi zostało?
Panie Tadeuszu -pytam męża Wiesi podczas spotkania, na które zgodził się dość niechętnie - czy Pan jest świadom, że przemoc jest przestępstwem ściganym przez prawo?
No to niech ona przestanie chlać powiada on palcem jej nie tknę. Przecież każdy wie, jakie ja mam z nią życie.
Oboje święcie wierzą w to, co mówią. Oboje się mylą. Akademickie rozważania nad skutkiem i przyczyną wygodniej zastąpić opcją pragmatycz ną w tym związku są dwa poważne problemy:
1. alkoholizm Wiesi,
2. używanie fizycznej i psychicznej przemocy przez Tadeusza. Te problemy współwystępują i potęgują się nawzajem. Ta koincydencja nie jest przypadkowa. Narastające kłopoty w relacji oraz ciągły niepokój i napięcie Wiesi znakomicie koił alkohol. "Dogadywała" się z mężem dużo łatwiej, a jego raniące słowa nie zapadały tak głęboko w duszę.
Dla Tadeusza picie Wiesi stało się sygnałem przyzwolenia na "cięższą" przemoc: poszturchiwanie i popychanie mogło zostać zastąpione przez bardziej "konkretne" akty przemocy ciosy pięścią (na razie bez trwałych śladów), kopnięcia, rzucanie popielniczką lub kubkiem z gorącą herbatą.
Dla Wiesi poniżanie i bicie oznacza ło konieczność zwiększenia dawki znieczulenia. Dorzuciła sobie wyżebrany u znajomej lekarki oxazepam. Alkohol zmieszany z benzodiazepiną zamulił i zmącił do reszty jej świadomość. Znalazła się w pułapce. Kiedy próbowała bronić się przed ciosami, opowiadać o biciu, wzywać pomocy, napotykała mur pogardy. Bełkotliwa mowa, nieskładna treść, zaniedbany wygląd: kto da wiarę i weźmie w obronę "taką"...
Otrzymała swoją szansę. Tym razem awantura znalazła swój finał w szpitalu, co dało Wiesi możliwość względnego wytrzeźwienia i wysłuchania propozycji terapii odwykowej. Krążyły słuchy, że jedyną motywacją Wiesi była chęć uniknięcia kolejnych (zapowiedzianych) ciosów. Jedni powiadali, że to źle, za mało inni, że wystarczy. Tak czy inaczej do dziś jest trzeźwa, a kilka lat minęło od tych wydarzeń. Porządki w małżeństwie trwały ponad dwa lata. Tadeusz nie zdołał powstrzymać pięści trzeźwa Wiesia wkurzała go równie mocno, więc skończyło się rozwodem.
NAJPIERW ODWYK, PÓŹNIEJ PRZEMOC
Alina przyszła do Poradni przy Pogotowiu dla Ofiar Przemocy. "Jestem maltretowana przez męża, córkę i syna. No, może syna nie, ma dopiero 12 lat ale tamci..."
Pierwsze spotkanie przebiegało typowo: opowiedziana historia była spójna, poczucie krzywdy dojmujące przemoc domowa w klasycznym wydaniu.
Na drugim spotkaniu Alina usiadła daleko. Ssała miętowego dropsa, ale zapachu alkoholu nie daje się zabić byle cukierkiem. W tej sytuacji postanowiłam jakoś zareagować.
Czuję od Ciebie alkohol, czy wypiłaś przed naszą rozmową?
Och, jedno piwko na rozluźnienie.
I na tym mogło się skończyć, gdyby w przyszłości taka sytuacja nie powtórzyła się. Alina próbowała być ostrożna, ale na grupie znowu pojawiła się podpita. Dziewczyny odsunęły się od jej "chuchu", popatrywały na siebie.
Przyszedł czas na interwencję. Żadna pomoc psychologiczna, prawna czy socjalna nie przyniesie efektu wobec osoby, która jest czynnie uzależniona. Trzeba było uświadomić to Alinie. To była trudna rozmowa. Dla niej i dla mnie.
Nie miała żadnej szansy obrony swoich praw bez pracy nad trwałą abstynencją i wyrównaniem najbardziej dolegliwych szkód psychicznych.
Próbowała się targować, podgrywać w "tak, ale...", udowadniać, że ludzie powinni jej pomóc niezależnie od tego czy pije, czy nie.
Jak każdy alkoholik, który uświada mia sobie nadejście najboleśniejsze go rozstania w życiu z alkoholem.
"Znajdziesz pomoc w wyjściu z przemocy, ale dopiero kiedy zadbasz o całkowitą abstynencję i właściwą terapię. I nie dlatego, że ja tak chcę, lecz dlatego, że inaczej się nie uda ani Tobie ani tym, którzy zechcą Ci pomóc. Ten warunek nie podlega negocjacji"
Później można już było przejść do ustalania formy terapii odwykowej. To też bywa trudne: pacjentka chce jeszcze coś wytargować, może później, może krócej, może w ogóle inaczej znane sposoby odsunięcia trudnego momentu decyzji. Ale najważniejsze już się stało: nie rozmawiałyśmy o tym, czy się leczyć, tylko jak i kiedy zacząć.
Ta historia ma happy end. Alina zachowuje długotrwałą abstynencję i wraz z mężem pracuje nad rekonstrukcją związku.
Te dwie historie zaczęły się w dwóch różnych miejscach, a drogi obydwu kobiety skrzyżowały się pewnego dnia.
Ważną częścią edukacji ofiar przemocy jest pokazanie ryzyka uzależnie nia od leków lub/i alkoholu. Szukanie ukojenia i ulgi może stać się groźną pułapką. Nad mówieniem o alkoholizmie kobiet nadal wisi odium wstydu i skrępowania. Pytanie o uzależnienia bardziej kojarzy się z "oskarżeniem" niż z próbą diagnozy i pomocy. Stoją za tym określone przekonania, część z nich wnoszą same klientki. Ale to już temat na inny artykuł.
Anna M. Nowakowska
Autorka jest specjalistką w Ogólnopolskim Pogotowiu dla Ofiar Przemocy w Rodzinie, terapeutką pracującą z kobietami w kryzysie.