Portal psychologiczny: Instytut Psychologii Zdrowia
Czytelnia

Rola obozów terapeutycznych w zdrowieniu

Grażyna Płachcińska

Rok: 2003
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 4

Kilkanaście razy pracowałam z pacjentami na rodzinnych
obozach terapeutycznych. Uważam, że mogą pełnić bardzo korzystną rolę w trzeźwieniu, jeżeli tylko są dobrze zorganizowane. Najczęściej podejmują się tego zadania kluby abstynenta, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, gdzie nie ma placówek odwykowych i jest to niekiedy jedyna możliwość pracy
terapeutycznej nad uzależnieniem czy współuzależnieniem. Specjalnością klubową są zwłaszcza obozy rodzinne.

Pierwsze obozy terapeutyczne, na których pracowałam, były nietypowe: brali w nich udział absolwenci jednego ośrodka odwykowego i ich rodziny oraz pojedynczy pacjenci - bez rodzin. Były to więc grupy dość jednorodne, na podobnym etapie trzeźwienia. Osoby uzależnione były w miarę ugruntowane w swojej alkoholowej tożsamości, a doświadczenie obozu terapeutycznego było dla nich kontynuacją procesu trzeźwienia, umożliwiającą łagodne przejście spod klosza ośrodka odwykowego do rzeczywistości codziennego życia. Większość rodzin po raz pierwszy od lat była razem przez tak długi czas, bo 10-12 dni. W tym czasie mogli przyjrzeć się swojemu funkcjonowaniu w relacjach z innymi ludźmi na zajęciach grupowych (bez rodzin), na sesjach rodzinnych i małżeńskich. Odkrywali mało użyteczne sposoby komunikowania się i uczyli bardziej konstruktywnych.
Te świeżo nabywane umiejętności mogli natychmiast wprowadzać w życie w bezpiecznych warunkach, bo z możliwością konsultacji, weryfikować je. Dla wielu rodzin sesje rodzinne były pierwszą okazją spotkania na trzeźwo i poznawania się na nowo, uświadamiania sobie i mówienia o swoich potrzebach i wzajemnych oczekiwaniach. Był jednocześnie dobrym poligonem doświadczalnym dla nowych zachowań, bowiem formy pracy były mniej dyrektywne niż w podstawowej terapii odwykowej, co skłaniało uczestników do większej samodzielności i odpowiedzialności. Na zajęciach powstawały dalsze plany indywidualnego zdrowienia, a także zdrowienia całej rodziny. Plany te były potem realizowane w domach uczestników i ich środowiskach.
Inaczej wyglądała praca na obozach terapeutycznych, które wraz z Anną Dodziuk, Leszkiem Kaplerem i innymi kolegami prowadziliśmy w latach 1992-1997 w Dołdze koło Międzyrzeca Podlaskiego. Uczestniczyli w naszych obozach członkowie klubów abstynenckich z terenu województwa bialsko-podlaskiego, a więc z terenów, gdzie dostęp do placówek odwykowych był utrudniony. Dla niektórych była to okazja do uzyskania pierwszych rzetelnych informacji o uzależnieniu od alkoholu i pierwsza próba uświadomienia sobie własnej choroby. Czasem mieli już kilkumiesięczną abstynencję - w oparciu o udział w grupie AA, w klubie czy "na zaparciu" - ale nie radzili sobie z problemami życia na trzeźwo i niewiele zmieniło się w ich funkcjonowaniu.
Pamiętam Kazika, który przestał pić tydzień wcześniej, a żona namówiła go na wspólny wyjazd na obóz terapeutyczny dla rodzin nie wspominając, że uczestnikami będą trzeźwiejący alkoholicy. Zgodził się, bo myślał, że "to będą takie wczasy" oraz "jakoś odrobię to, co się popsuło, i ona się udobrucha". Żona zaś myślała, że ten obóz to będzie leczenie odwykowe. Szybko okazało się, że jej wiedza o chorobie alkoholowej, a także o współuzależnieniu jest minimalna, zatem spora część ich pracy musiała być poświęcona uzyskiwaniu wiedzy o chorobie i motywowaniu do podjęcia leczenia. Próba zakończyła się sukcesem: pacjent zaczął się leczyć we wskazanym ośrodku odwykowym.
Takich uczestników obozów, którzy po zakończeniu podejmowali terapię odwykową, było zresztą więcej. Znaczna część z nich pochodziła z terenów wiejskich, więc nie wiedzieli, gdzie mogą się leczyć, jak się to leczenie załatwia i na czym ono polega. Na obozie mogli otrzymać potrzebne informacje i pomoc w uzyskaniu miejsca w ośrodku. Niektórzy z nich założyli później w swoich miejscowościach grupy AA, kluby abstynenta czy punkty konsultacyjne.
Dla rodzin z małych miasteczek i wsi obóz terapeutyczny był jedyną możliwością skorzystania z profesjonalnej terapii problemów rodzinnych i małżeńskich, uzyskania podczas wykładów i zajęć warsztatowych podstawowej wiedzy o funkcjonowaniu rodziny, rolach rodzicielskich, psychologii dziecka, a także wypróbowania konstruktywnych sposobów spędzania wspólnego czasu z uwzględnianiem potrzeb wszystkich członków rodziny. Bywało, że rodziny uczestniczyły w obozie kilka lat z rzędu. W kolejnym roku ich członkowie relacjonowali, jakie zmiany zaszły w ich wzajemnych kontaktach. Przyjeżdżali z kolejnymi rozpoznanymi przez siebie problemami, jakie przyniosło im życie, i pracowali nad nimi.
Program obozu układaliśmy zwykle w taki sposób, aby uczestnicy mogli pracować w grupach bez współmałżonków. W zajęciach poświęconych rodzinie dorośli uczestnicy uczyli się uważniej słuchać, z większym szacunkiem odnosić do siebie nawzajem i respektować inność drugiej strony oraz zauważać obszary wspólne, a także rozpoznawać, jakich umiejętności im brakuje, zwłaszcza w relacjach z dziećmi.
Na obozach, na których pracowałam, całość obozowego dnia była spięta klamrą społeczności: porannej powitalnej i wieczornej, kiedy to każdy uczestnik obozu - od najmłodszego do najstarszego - próbował podsumować miniony dzień, zauważyć i nazwać przyjemne i nieprzyjemne zdarzenia (zwłaszcza rzeczy przyjemne, gdyż to sprawiało im zwykle kłopot). W domach niektórych uczestników ten rytuał wyniesiony z obozu - aby usiąść wieczorem razem z rodziną, podsumować dzień i zaplanować następny - pozostał do dziś. Rodziny przywoziły też własne zwyczaje i rytuały, które inni podchwytywali. Na przykład Kaśka i Felek mieli taki świetny sposób na rozmawianie o trudnych sprawach: kładli się na ziemi naprzeciwko siebie podpierając rękami brodę i tak długo rozmawiali, aż doszli do jakichś wspólnych ustaleń.
Niezwykłym przeżyciem były popołudnia, kiedy zajęcia były organizowane samodzielnie przez dzieci i młodzież. I maluchy, i ich starsi koledzy przedstawiali wtedy dorosłym swoje widzenia ich świata i samych siebie. Dla wielu rodziców była to bardzo trudna lekcja, ale w klimacie obozu byli w stanie przyjąć ją i wyciągnąć sensowne wnioski. A dzieci i młodzież nabierały wtedy większej ufności do świata dorosłych i chętniej zaprzyjaźniały się z własnymi rodzicami.
Moim zdaniem z organizowania takich obozów wynika wiele korzyści.
- Osobom po podstawowym leczeniu odwykowym oferują one możliwość praktycznego uczenia się niezbędnych umiejętności społecznych: lepszej komunikacji w rodzinie, konstruktywnego wypełniania ról, sensownego spędzania czasu. W efekcie proces trzeźwienia i zdrowienia ma szanse być głębszy i trwalszy.
- Osobom z małych środowisk, z trudniejszym dostępem do leczenia odwykowego i innych form profesjonalnej terapii umożliwiają rozpoczęcie procesu trzeźwienia. Udział w obozie staje się początkiem procesu zmian zarówno u samego alkoholika, jak i w jego rodzinie.
- Dla części osób uzależnionych udział w zajęciach terapeutycznych staje się czynnikiem motywującym ich do podjęcia terapii odwykowej i rozpoczyna proces utożsamiania się z chorobą alkoholową.
- Dla osób z małych środowisk obóz terapeutyczny bywa często jedyną dostępną formą profesjonalnej psychoterapii.
- Wspólnym dla wszystkich uczestników zyskiem jest poprawa funkcjonowania w życiu, wzrost "apetytu" na rozwój osobisty i poprawa jakości życia.
Dla terapeuty zaś obóz jest niezwykłym doświadczeniem i wyzwaniem, gdyż jak w soczewce można tam zobaczyć zmiany zachodzące zarówno w pojedynczym człowieku, jak i w całym jego systemie rodzinnym.



logo-z-napisem-białe