Portal psychologiczny: Instytut Psychologii Zdrowia
Czytelnia

Po czym poznaję, że pacjent trzeźwieje

Józef Spisacki

Rok: 2004
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 9

Pracując dziesięć lat w lecznictwie uzależnień,
miałem do czynienia z wieloma ludźmi, którzy potrzebowali pomocy w zerwaniu z nałogiem. Oczywiście, zdarzało mi się nieraz oceniać szanse ich wyzdrowienia, mówiąc do siebie na przykład: "Ten będzie trzeźwiał", "Ona ma małe szanse",
"Oj, cieniutko, cieniutko". Właściwie dotąd nie zadawałem sobie pytania: na czym opieram swoje sądy?
Jakie zachowania pacjenta mają dla mnie znaczenie, kiedy myślę o nim, że "dobrze idzie", a jakie, kiedy nie daję mu wielkich szans? Jak te oceny wpływają na pracę z nim? Prawdopodobnie korzystam z doświadczenia, z tym że, proces oceniania przebiega jakby poniżej progu świadomości. A więc co biorę pod uwagę?
Patrzenie. Oczy dużo mi mówią: o motywacji i zmęczeniu, o głodzie i nadziei. I te szukające w pamięci, i te niespokojne, kiedy mam wrażenie, że umysł pacjenta tworzy coś naprędce - zawsze budzą nadzieję na poznanie wewnętrznych procesów. Oczy muszą być żywe, reagujące! Kiedy spotykam takie oczy, stawiam w swojej głowie plus dla tej osoby.
Słuchanie. Lubię pracować, kiedy pacjent jest w oporze zdecydowanym, ale nieprzekraczającym siły motywacji. Przyglądam się mu wtedy, jak słucha, jak męczy się z przyjęciem moich informacji. Zaprzecza i patrzy, co ja na to. Kiedy przeformułowuję swoją wypowiedź i widzę niedowierzanie oraz niepewność, dodaję jakąś metaforę. Dobrze jest, kiedy pacjent sygnalizuje, że potrzebuje ciszy. Gdy jestem wypoczęty i skoncentrowany, potrafię to dostrzec. I właś-nie ten potrzebny mu czas, a potem sformułowana z trudem próba parafrazy... i oczekiwanie na potwierdzenie z mojej strony. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że przecież tak ma być - i stawiam mu w myślach kolejny plus. Ma więc już dwa!
Umiarkowana aktywność, czyli motywacja kontra opór. Opór wyrażany w pytaniach czy zaprzeczaniu informacjom jest dla mnie sygnałem, że coś się w duszy czy umyś-le pacjenta dzieje. Moim zdaniem tylko kilka procent pacjentów pracuje bez oporu. Kiedyś było ich więcej, bo dawniejsi docierali na terapię w głębokim kryzysie, czasem kiedy już tylko śmierć mogła być następną konsekwencją ich picia. Przychodzili bezsilni, gotowi do przyjęcia pomocy, nie przejawiali też oporu. Obecnie trafia do nas mało osób w takim stanie. A więc przychodzą w oporze, który ma słabnąć pod wpływem rosnącej motywacji do zmiany - i to jest kolejny wskaźnik. Aktywność neofity wyrażana sloganami: "To moja droga do trzeźwości", "Jestem tu, żeby trzeźwieć" to dla mnie sygnał do wzmożonej czujności i raczej rodzi pytanie: co ten człowiek chce sobie załatwić? Brak oporu u osób nie przeżywających zdiagnozowanego, głębokiego kryzysu jest wyzwaniem do poszukiwania źródeł motywacji i na pewno nie stanowi powodu do postawienia w myślach plusa, czyli dobrego rokowania. Natomiast zainteresowanie zmianą wyrażone w pytaniach o siebie, o swoje dalsze losy poczytuję za dobry symptom.
Umiarkowana dociekliwość. Ci trudniejsi pacjenci, wymagający permanentnego przygotowywania programów redukujących napięcie, w moim przekonaniu mają mniejsze szanse na zdrowienie. Dla nich leczenie musiałoby trwać dłużej, z drugiej strony jednak byłoby mniej dynamicznie. A więc muszą chyba trafić do nas kolejny raz, żeby w dalszej terapii zajmować się już nie tylko napięciem i lękiem, ale całym swoim uzależnieniem. Myślę wtedy o nich: "On musi jeszcze wrócić, ciekawe tylko, za ile czasu?".
Prostota. Bardzo cenię prostotę, to w moim systemie ocen jeden z najwyżej wyskalowanych wskaźników powodzenia w terapii. Często pracuję, aby tę prostotę wydobyć, i bywa, że to się udaje. Prostota to plus dla trzeźwienia.
Uczciwość jako pułapka. To kolejny z wysoko ocenianych wskaźników. Zdarza się, że dla oceny uczciwości przeprowadzam ukryte śledztwo, a jeśli się potwierdza, czyli pacjent rzeczywiście jest uczciwy, dodaję plus. I tutaj najczęściej się mylę. Błąd polega na tym, że zakładam immanentną uczciwość, a wiara w jej istnienie odcina mnie od wiedzy o istocie systemów obronnych. Stawiam więc plus i doznaję rozczarowań.
Zainteresowanie sobą. Aktywność i zainteresowanie sobą należą do grupy wskaźników wysoko przeze mnie ocenianych. O aktywności już wspomniałem, a zainteresowanie sobą to pytania o swój los, a nie o trendy w nauce o uzależnieniach. To wyrażanie przez pacjenta zmartwienia o pozostawione w domu sprawy, pytania o czystość swoich intencji czy możliwość przywrócenia dobrej atmosfery rodzinnej. I jest to powód do dodania kolejnego plusa.
W opozycji do takiej postawy jest skupianie się pacjentów na uciekających szansach, użalanie się nad sobą, wymuszanie prestiżu. Myślę wtedy, że ten konkretny pobyt nie pomoże tej osobie w zdecydowanej zmianie swojego życia. Takich pacjentów również zaliczam do grupy "poprawkowiczów", którzy powinni odbyć terapię ponownie.
Moim marzeniem jest "rejs bez wioseł", czyli poruszanie się pacjenta w rytm programu placówki bez nadmiernej fascynacji, za to raczej z determinacją. Takich pacjentów chciałbym mieć dużo, ale natychmiast, kiedy o tym pomyślałem, pojawiła się inna myśl - byłoby nudno!
Wyzwania, które stawiają przed nami nasi pacjenci, są więc pożyteczne. One wzbudzają we mnie ciekawość, motywują do dalszego uczenia się zarówno teorii, jak i praktycznych rozwiązań. Zaufanie do własnej intuicji może zaprowadzić "w kanał" - najgorzej, że nie mnie samego, ale również osobę, której mam pomagać. Ważne jest to, że zdaję sobie sprawę z istnienia moich szufladek, w które wkładam pacjentów. Jeśli nie chcą z nich wychodzić, mogę korzystać z niezłych narzędzi w postaci ocen zespołu i superwizji klinicznych. Zdecydowałem się przecież, że to ja jestem dla pacjenta, a nie on dla mnie!



logo-z-napisem-białe