Rodzice uzależnionego dziecka
Piotr Bakuła
Czasopismo: Świat problemów
Numer: 7-8
Uzależnienie od substancji psychoaktywnych młodych
ludzi jest przeżyciem niezwykle traumatyzującym
także dla ich rodzin. Najczęściej mamy kontakt z rodzicami - inaczej niż w przypadku rodzin z problemem alkoholowym, gdzie pracujemy głównie z żonami dorosłych alkoholików. Inne są w tym przypadku pomysły na rozwiązanie problemu. Trafnie sformułowała to jedna z pacjentek - żona alkoholika i matka narkomana: "Męża w ostateczności zostawię i znajdę sobie nowego, dziecka nie mogę i nie chcę zostawić". Inne jest tu uwikłanie i przystosowanie się do destrukcji wprowadzanej przez uzależnionego, inne są źródła przeżywanych emocji.
Głównym źródłem emocji jest silne poczucie winy wynikające z myślenia: ,,Jakim jestem rodzicem, że tego nie zauważyłem, musiałem coś zrobić nie tak w wychowaniu swojego dziecka, że sięgnęło po narkotyki". Dominującą emocją jest lęk: o życie dziecka, o to, czy z tego wyjdzie, jak długo będzie chore, czy można mu pomóc i w jaki sposób. Ten lęk natychmiast uruchamia mechanizmy obronne, zmniejszające przeżywany uraz, takie jak minimalizowanie, zaprzeczanie, racjonalizacje: ,,On bierze tylko trochę, wszyscy młodzi ludzie próbują narkotyków, to niemożliwe, żeby był uzależniony". Są to według mnie mechanizmy dużo silniejsze niż w przypadku uzależnionego partnera, a praca z nimi jest bardzo trudna i wymaga od terapeuty wiele cierpliwości, empatii i rozumienia tego, co dzieje się z rodzicem, który nagle dowiaduje się, że jego dziecko jest narkomanem. A dowiaduje się nagle, chociaż - gdy analizujemy sytuację - zwykle oznaki, że dziecko sięgnęło po narkotyki, pojawiły się dużo wcześniej i były przez rodzica niezauważone, zlekceważone bądź przypisane problemom związanym z dojrzewaniem.
Potęguje to oczywiście poczucie winy i myślenie o sobie jako o złym rodzicu, co - przez próby kompensacji - uniemożliwia konstruktywne poradzenie sobie z tą sytuacją. Na przykład: ,,Zbyt mało z nim rozmawiałem, teraz to poprawię" lub "Jak ja się zmienię, to on na pewno przestanie brać", "Byłem zbyt rygorystyczny, muszę ograniczyć swoje wymagania, to z pewnością jej pomoże". Praca z rodzicami jest długofalowa, uczestniczymy w ich problemie od zgłoszenia się do poradni do wypisu z niej młodego pacjenta. Bywa też, że dziecko nadal bierze narkotyki i nie uczestniczy w terapii, a rodzic systematycznie uczęszcza do grupy rodziców. Pracę z rodzicami można podzielić na kilka faz.
Faza szoku i niedowierzania ("To niemożliwe, na pewno to nie jest prawda"). W większości przypadków do poradni rodzice nie przychodzą po informację, że dziecko jest uzależnione, ale po potwierdzenie, że nic mu nie jest. Oczywiste fakty wskazujące na uzależnienie dziecka są minimalizowane, racjonalizowane, a terapeuta może spotkać się ze strony rodzica ze złością, agresją, podważaniem kompetencji, próbami poszukiwania innych specjalistów, którzy być może postawią inną, lepszą diagnozę. Jest to faza kompletnego chaosu i dezorganizacji, poszukiwania różnych rozwiązań, niekoniecznie konstruktywnych zarówno dla samego rodzica, jak i uzależnionego. Rolą terapeuty jest cierpliwe i łagodne konfrontowanie z faktami oraz praca z emocjami, jakich on czy ona doświadcza. Chodzi nam o to, aby rodzic zobaczył, że jego dziecko ma objawy uzależnienia. Tak więc praca przebiega tutaj dwutorowo: z jednej strony pracujemy poznawczo, zmieniając schematy myślenia i prowadząc nieustanną edukację o uzależnieniu, z drugiej - umożliwiamy spotkanie się z cierpieniem i bólem związanym z byciem rodzicem uzależnionego dziecka.
Faza kryzysu i depresji ("Jak to się mog-ło stać? Może to moja wina?"). Jest to faza związana z motywowaniem dziecka do leczenia - rodzina, stosując różne techniki, umożliwia przybliżenie osobie uzależnionej kryzysu, czym przyspiesza i umacnia decyzję o terapii.
W tej fazie rodzic zaczyna uświadamiać sobie, że cały jego świat związany z dzieckiem zawalił się i nic już nie będzie tak, jak dotychczas. Często rodzice mówią, że budzą się rano i przez chwilę mają cudowne wrażenie, że to był tylko koszmarny sen i wszystko już będzie dobrze. Zadają pytania: "Dlaczego to moje dziecko?", "Co zrobiłem nie tak?", "Kiedy popełniłem błąd?". Szukają winy w sobie lub w małżonku, próbując jakoś zrozumieć tę sytuację. Czasem złoszczą się: "Jak on mógł mi to zrobić, przecież poświęciłem mu całe życie, starałem się zaspokoić wszystkie jego potrzeby". Praca w grupie idzie tu dwukierunkowo: na poziomie intelektualnym jest to praca psychoedukacyjna, na poziomie emocji - zmniejszanie poczucia winy i krzywdy, praca ze wstydem, lękiem. Poczucie winy powoduje, że rodzic chce wynagrodzić dziecku wszystko to, co zrobił źle, poczucie krzywdy natomiast może spowodować wycofanie się z relacji z dzieckiem i postawę "skoro on mi to zrobił, to niech teraz sam sobie radzi".
Dużym oparciem dla rodzica w tej fazie jest grupa innych rodziców. Może on tam zobaczyć, że inni mają ten sam problem, że nie ma jednej przyczyny sięgnięcia przez dziecko po narkotyki, że narkomanami są zarówno dzieci z pełnych, jak i niepełnych rodzin. I że praktycznie żaden sposób wychowania nie chroni przed narkomanią. Na pytanie, dlaczego moje dziecko jest narkomanem, dostają mniej więcej taką odpowiedź: "To nie twoja wina, twój syn znalazł się w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednim miejscu, spróbował nieodpowiedniej substancji, po której poczuł się dobrze i miał ochotę brać dalej. Ty starałeś się być rodzicem najlepiej, jak potrafisz". Spotkanie z innymi rodzicami zmniejsza również wstyd, jakiego doświadczają rodzice przyznając się, że ich dziecko jest narkomanem.
Na tym etapie edukujemy rodziców, aby stali się prawie ekspertami w dziedzinie narkomanii. Wiedzą, jakie trzeba robić testy, na co zwrócić wtedy uwagę, doskonale znają sposoby, jakimi dzieci mogą ich oszukiwać, wymieniają między sobą przydatne informacje. To porządkuje chaos, powoduje, że stają się bardziej sprawczy w swoich działaniach, dzięki czemu zmniejsza się przeżywana przez nich depresja, złość jest bardziej konstruktywna, maleje poczucie winy i krzywdy. Widzą korzyści, jakie daje im przebywanie w grupie innych rodziców. Zaczynają się pozornie przystosowywać do choroby swojego dziecka
Faza pozornego przystosowania ("Muszę zrobić wszystko, żeby go wyleczyć, muszę być czujny"). W tej fazie dziecko z reguły albo przebywa w ośrodku stacjonarnym, alko korzysta z programu ambulatoryjnego. Na pozór wszystko jest normalne: ono się leczy, rodzice korzystają z terapii, organizują własne grupy wsparcia, pomagają sobie nawzajem w różnych trudnych sytuacjach. Bardzo powoli jednak uświadamiają sobie fakt, że ich dziecko skończy kiedyś terapię. Znów pojawia się lęk. Po względnej stabilizacji wkrada się niepokój, obawy, wzmaga się nadkontrola. Wiedza o uzależnieniu, którą uzyskali w poprzedniej fazie terapii, zaczyna przeszkadzać w budowaniu satysfakcjonujących relacji ze zdrowiejącym dzieckiem. Wszędzie dopatrują się oznak używania narkotyków, obserwują dziecko pod kątem nawrotów, sprawdzają mu oczy pięć razy dziennie, biorą na siebie odpowiedzialność za trzeźwienie dziecka, chronią je lub odwrotnie: każą mu teraz żyć, "jak każdy normalny człowiek", i zapomnieć o tym przykrym epizodzie, który przeżyli.
Jeśli w terapii mamy oboje rodziców, może być tak, że zaczynają nasilać się konflikty miedzy nimi, które do tej pory były uśpione przez konieczność wspólnego radzenia sobie z chorobą dziecka. Zaczynają siebie nawzajem obarczać odpowiedzialnością za narkomanię dziecka, wytykają sobie niekonsekwencję lub nadmierny rygoryzm. Jest to jedna z trudniejszych faz w terapii. Pozorne przystosowanie jest bardzo wygodne dla rodzica, ponieważ daje mu złudne przekonanie, że panuje nad sytuacją: ,,Ja tu robię wszystko, co można, muszą zmienić się inni członkowie rodziny". Pokazuję im mechanizm przenoszenia poczucia winy, pracuję tak, żeby sami zobaczyli, że wzajemne obciążanie się winą do niczego nie prowadzi. Muszą opierać się na pozytywach, a nie negatywnych emocjach i bolesnych słowach.
W tej fazie jako punkt zwrotny terapii proponuję rodzicom pogodzenie się z tym, że ich dziecko nigdy już nie będzie tym z okresu przed chorobą. Każdy rodzic wobec swojego dziecka snuje jakieś plany i marzenia, które w konfrontacji z chorobą zazwyczaj się załamują. Przerwana szkoła, wyrok więzienia, spanie na klatkach schodowych, kradzieże, prostytucja, roczna terapia - wszystko to powoduje, że rodzic ma przed sobą innego człowieka i albo zaakceptuje tę zmianę, albo będzie próbował wrócić do czasu sprzed choroby. Ale tamtego dziecka już nie ma, jest inne, i to wcale nie gorsze, lecz po prostu inne. Ten etap pracy jest bardzo bolesny dla rodziców, ale również bardzo satysfakcjonujący dla nich, jeżeli już przez niego przejdą.
Faza konstruktywnego przystosowania ("Mogę z tym żyć, wiem, co trzeba robić"). Ta faza zbiega się z kolejnym etapem w leczeniu dziecka: z ukończeniem terapii i powrotem do domu rodzinnego. Wymaga to czasem dość gruntownego przebudowania systemu rodzinnego, aby umożliwić osobie uzależnionej powrót do rodziny i normalne w niej funkcjonowanie.
Sięganie po substancje psychoaktywne przez nastolatka wiąże się czasem z trudnymi momentami w życiu rodziny. Rodzice w tym czasie mają za sobą mniej więcej połowę życia, próbują dokonać pewnych podsumowań, rodzą się kryzysy i próby ich rozwiązania, czasem są to próby ułożenia sobie życia na nowo z kimś innym. Słowem, jest to okres zwiększonego ryzyka dla stabilności rodziny. Czasami rodzice przestają ze sobą rozmawiać, zaczynają traktować relacje w związku zadaniowo. W rezultacie bywa, że dziecko sięga po narkotyki objawowo - po to, żeby scalić rodzinę, żeby rodzice razem się nim zajęli, żeby im pokazać, że ono też jest ważne, że cierpi. I z reguły dzieciom się to udaje. Rodzice przestraszeni przestają się kłócić, razem z dzieckiem jeżdżą po terapeutach, sami uczestniczą w programach terapeutycznych. Jest to jednak stabilizacja na chwilę, wymuszona trudnym przeżyciem
Chodzi więc o takie poprowadzenie terapii, aby kryzys, jaki przechodzi rodzina, wspólna walka o zdrowie dziecka, powolna akceptacja choroby, budowanie wspólnie nowych satysfakcjonujących relacji z dzieckiem mogły stać się punktem zwrotnym w układzie między partnerami i stanowić podwaliny przebudowy systemu rodzinnego na taki, w którym do jego scalania nie jest potrzebna destrukcja.
Faza konstruktywnego przystosowania to taki okres w życiu rodziców, w którym ich emocje dotyczące dziecka są znacznie mniej nasilone. Mają oni zazwyczaj już dość dobry wgląd w to, co dzieje się w ich rodzinie, widzą konieczność zmian i podejmują konkretne działania. Akceptują fakt, że ich dziecko jest uzależnione, nie czują już do niego złości i żalu. Przestają też litować się nad sobą, a przepracowanie wstydu powoduje, że zdecydowani są mówić o problemie dziecka i rodziny z otoczeniem. Ich energia opiera się na realnym, konkretnym myśleniu, ich przekonania o uzależnieniu są dalekie od starych schematów. Nie oczekują już cudownego ozdrowienia, wiedzą i akceptują fakt, że ich dziecko kiedyś może znowu wrócić do brania narkotyków. Wiedzą również, jak wtedy się zachować, co zrobić, dokąd pójść, kogo poprosić o pomoc. Ale wtedy już nie będą siebie obwiniać, będą wiedzieli, że to wynika ze specyfiki choroby, a nie ze złej woli dziecka ani z błędów przez nich popełnionych. A że będą znowu walczyć o jego życie - to jest naturalne, bo to po prostu miłość rodzica do dziecka.