Portal psychologiczny: Instytut Psychologii Zdrowia
Czytelnia

Socjoterapia: co trzeba, a czego nie wolno?

Ewa Jastrun

Rok: 2001
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 7-8

Świetlice socjoterapeutyczne są z założenia jednym z miejsc, w których krzywdzone lub zaniedbane przez rodziców dzieci z rodzin alkoholowych mogą otrzymać pomoc. Co robić, aby ta pomoc była skuteczna, czego unikać, by - mimo najlepszych intencji - nie zaszkodzić? W jaki sposób pracować z rodzicami? Odpowiedzi na te i inne pytania szukali uczestnicy czwartej już konferencji "Pomoc psychologiczna dzieciom z rodzin alkoholowych", która odbyła się w Gdańsku Sobieszewie 3-5 czerwca 2001.
Socjoterapia to dziedzina, która dopiero się tworzy. Dokonał się wprawdzie znaczny postęp w liczbie powstających świetlic socjoterapeutycznych - jest ich już ponad półtora tysiąca - nadal jednak dokładnie nie wiadomo, na czym właściwie ma polegać uzdrawiający wpływ środowiska społecznego, co zdaje się sugerować sama nazwa. Trudno też określić, jakie są najważniejsze problemy i potrzeby świetlic, brakuje rzetelnej diagnozy ich sytuacji, nie wiadomo dokładnie, jak funkcjonują, nie zostały dotychczas zdefiniowane standardy, jakie powinny spełniać.
Zresztą sam termin "świetlica socjoterapeutyczna" jest źródłem wielu nieporozumień. Zbyt często zdarza się, że tą nazwą obdarza się świetlice szkolne czy parafialne, które z terapią mają niewiele wspólnego. Jedna z uczestniczek konferencji zapytała: "Socjo - to jasne, wyżywienie, a terapeutyczna to właściwie co? Opieka?" Nadawanie tej nazwy miejscom, które w gruncie rzeczy są zwykłą przechowalnią - pomiędzy zakończeniem lekcji, a powrotem rodziców z pracy - jest nieporozumieniem, niestety dość rozpowszechnionym.
Zarówno wykładowcy, jak i pozostali uczestnicy konferencji w Sobieszewie nie mieli wątpliwości, że naczelnym celem działań na rzecz krzywdzonych i zaniedbywanych dzieci jest poprawa sytuacji całej rodziny tak, aby mogła prawidłowo spełniać swoje funkcje, zachowując przy tym więź łączącą dziecko z rodzicami. Właśnie niechęć do pochopnego podejmowania decyzji o zabraniu dziecka z domu rodzinnego najwyraźniej odróżnia socjoterapeutów i przede wszystkim ambasadorów kampanii "Dzieciństwo bez przemocy" od innych osób, które mają wpływ na los krzywdzonych dzieci. Rozdzielenie rodziny uważane jest w tym środowisku za ostateczność, dopuszczalną tylko wówczas, gdy sytuacja jest już tak patologiczna, że nie rokuje żadnych nadziei, a pozostawienie dziecka w rodzinie stanowiłoby zagrożenie dla jego życia lub zdrowia.
Drugi ważny wątek konferencji to przekonanie, że każde dziecko wymaga indywidualnego traktowania, a skoro nie ma dwóch identycznych sytuacji, nie może być takich samych recept czy scenariuszy pomocy dla wszystkich dzieci.
Prof. Jerzy Mellibruda wielokrotnie podkreślał w dwóch swoich wykładach, że chroniczne napięcie i stres towarzyszące życiu w rodzinie alkoholowej, niewypełnianie normalnej roli rodzicielskiej zawsze prowadzi do negatywnych następstw. Mniej lub bardziej odległe skutki tej sytuacji to różnorakie zaburzenia: emocjonalne, kontaktu z samym sobą, kontaktu z innymi, rozumienia życia i świata oraz stosunku do norm i wartości. Żadne z nich nie występuje w izolacji, a poziom destrukcji jest zależny od indywidualności dziecka zdeterminowanej jego temperamentem. Stąd tak ważne w pracy terapeutycznej z dziećmi jest indywidualne traktowanie każdego z nich.
Wspierające środowisko świetlicy socjoterapeutycznej może dostarczyć dzieciom, zwłaszcza w wieku 7-9 lat, kiedy tak ważne staje się towarzystwo rówieśników, nowych konstruktywnych przeżyć i relacji interpersonalnych. Prof. Mellibruda zachęcał pracowników świetlic do korzystania w pracy z pomocy młodych ludzi - stażystów, studentów, wolontariuszy - którzy mogliby pełnić wobec dzieci rolę "starszych rówieśników". Wydaje się to ważne zwłaszcza w sytuacji, gdy większość pracowników świetlic stanowią kobiety w średnim wieku. Nic im nie ujmując, często zamkniętemu i zbuntowanemu dziecku łatwiej będzie przynajmniej na początku nawiązać kontakt z niewiele od siebie starszym chłopakiem.
Aleksandra Karasowska, psycholog z Ośrodka Terapii Uzależnień i Współuzależnienia w Gdańsku, w swoim wykładzie zatytułowanym "W jaki sposób można pomóc dzieciom, pracując z ich rodzicami?" mówiła o silnej więzi, jaka łączy rodziców i dzieci i stanowi grunt dla prawidłowego rozwoju dziecka. Nawet jeśli jest zaburzona, nawet jeśli rodzic krzywdzi i zaniedbuje dziecko, ta więź nie przestaje istnieć. Rodzice z różnych przyczyn mogą wycofywać się ze swojej roli wychowawczej, na przykład z powodu zaabsorbowania innymi sprawami, pracą zawodową, własnymi problemami osobistymi, z powodu alkoholizmu lub innych uzależnień czy ze względu na brak umiejętności i pozytywnych wzorców z własnego dzieciństwa. Zadaniem terapeuty jest motywowanie rodziców do współpracy i korzystania z pomocy w rozwiązywaniu problemów wychowawczych.
Często trzeba im pomóc w odnalezieniu w sobie pozytywnych uczuć do dziecka, uświadomić odpowiedzialność za nie, wspólnie poszukać satysfakcji z rodzicielstwa. Aby współpraca była nie tylko owocna, ale w ogóle możliwa, konieczne jest przekonanie o niezastępowalności rodziców, partnerski stosunek do nich i szacunek.
Pomagania trzeba się uczyć - temu celowi służyły zajęcia warsztatowe "Urazy emocjonalne dziecka w rodzinie alkoholowej", prowadzone w 13 kilkunastoosobowych grupach. Dziecko, które pojawia się w świetlicy socjoterapeutycznej, a tym bardziej w domu dziecka czy innej placówce opiekuńczo-wychowawczej, zwykle przeżyło traumatyczne wydarzenia, o których nie zawsze chce czy potrafi mówić wprost. Dlatego każde działanie musi poprzedzać dobra, dokładna diagnoza. W trakcie warsztatów zastanawiano się, jakie emocje budzą traumatyczne przeżycia, jakie zachowania mogą być ich konsekwencją. Uważne obserwowanie zachowań dziecka może dużo powiedzieć o jego uczuciach, a nawet pozwala odgadnąć, co działo się w jego domu. I znowu okazało się, że znacznie łatwiej mówić o zaspokajaniu potrzeb materialnych niż emocjonalnych. Łatwiej zapewnić dożywianie niż towarzyszyć dziecku w uczuciach.
Druga część warsztatów poświęcona była sytuacji dziecka z rodziny alkoholowej po podjęciu leczenia przez rodziców. Stwierdzono, że kiedy pijący rodzic zaczyna się leczyć, dochodzi do wytrącenia członków rodziny z pełnionych ról, co często oznacza utratę dotychczasowej pozycji w rodzinie, a także utratę usprawiedliwienia dla wszystkiego, co w rodzinie jest złe lub funkcjonuje niewłaściwie. Terapeuta powinien pomagać w stopniowym przystosowaniu psychicznym do nowej sytuacji, nierzadko jego zadaniem okazuje się "wyzwolenie dziecka w dziecku".
Wynikiem kilkugodzinnych warsztatów było sporządzenie list określających, co pomagający dziecku powinien robić, a czego mu robić nie wolno. Na tej pierwszej znalazły się m.in.: współpraca z rodziną i różnymi instytucjami, akceptacja dziecka i jego rodziny, dowartościowanie go w szerokim sensie (pochwały, powierzanie zadań, z których potrafi się dobrze wywiązać), zapewnienie własnego miejsca (prawo do prywatności, ważne zwłaszcza w domach dziecka), empatia, konsekwencja w działaniach, cierpliwość, zapewnienie poczucia bezpieczeństwa i wsparcie, tolerancja. Wśród zachowań niedopuszczalnych wymieniano najczęściej: krytykowanie, zawstydzanie, ocenianie, straszenie, okazywanie zniecierpliwienia, litowanie się, wchodzenie w kompetencje rodziców, faworyzowanie, ograniczanie indywidualności, narzucanie się (w tym na przykład również przytulanie, jeśli nie jest się pewnym, że dziecko tego chce).
Podkreślano, że socjoterapeuta musi stale pamiętać (co, jak się okazało, nie zawsze jest łatwe), że dzieci, którymi się opiekuje, mają rodziców: nawet w domach dziecka tylko znikomy odsetek stanowią sieroty biologiczne. Dlatego nie powinno się próbować ich zastępować ani wchodzić w ich rolę. Nauczycielka z niewielkiego miasta komentując prace warsztatowe stwierdziła: "To właściwie smutne, że nie wystarczy kochać dzieci. Teraz żeby im dobrze pomagać, trzeba mieć profesjonalne przygotowanie".
Akcje, kampanie - te określenia nie kojarzą się najlepiej, sugerują doraźne działania, nagły zryw, o którym szybko się zapomina. Tymczasem prezentacja dokonań gmin w ramach kampanii "Dzieciństwo bez przemocy" pokazała, że w wielu miejscach odpowiednie działania podjęto już znacznie wcześniej. Przykładem może być Barlinek, mała gmina w województwie zachodniopomorskim, gdzie od trzech lat we wrześniu odbywają się spotkania przedstawicieli instytucji, które wśród swoich zadań mają pomoc krzywdzonym dzieciom, działa punkt konsultacyjny przeciwdziałania przemocy w rodzinie, rozwija się poradnictwo rodzinne. Akurat w tym przypadku fakt, że gmina jest niewielka, okazał się korzystny: pomagający znają się osobiście i wymieniają doświadczeniami, tworząc rodzaj zespołu interdyscyplinarnego. W jednym miejscu - w ośrodku pomocy społecznej - można uzyskać pomoc dla całej rodziny, działa tu poradnia uzależnień, jest lekarz, ośrodek interwencji kryzysowej, odbywają się mitingi AA i Al-Anon, podczas których dzieci ich uczestników mogą znaleźć opiekę w świetlicy.
Inaczej było w Żywcu, gdzie dzięki kampanii w ciągu kilku ostatnich miesięcy zaszły ogromne zmiany w świadomości społecznej. Osiem lat temu próba połączenia kilku instytucji świadczących pomoc zakończyła się fiaskiem, ponieważ władze miasta, prokuratura, sąd nie uświadamiały sobie wagi problemu, a w przeciwdziałaniu przemocy domowej widziały nagonkę na rodziców, których chce się pozbawić prawa dania klapsa własnemu dziecka. Po kilku miesiącach pracy Teresa Jadczak-Szumiło z satysfakcją poinformowała, że debacie, która odbyła się 31 maja, patronował burmistrz Żywca. Wzięli w niej udział przedstawiciele wszystkich zaproszonych organizacji i instytucji, udało się wypracować model współpracy, prawdopodobnie wkrótce powołany zostanie zespół interdyscyplinarny.
W poszczególnych gminach przyjęto różne koncepcje przeprowadzenia kampanii. Debata stanowi albo punkt wyjścia, jak na przykład w Grudziądzu, albo zwieńczenie kilkumiesięcznej pracy. W Olsztynie pierwszym etapem była jak najdokładniejsza diagnoza sytuacji. W tym celu przeprowadzono badania ankietowe, którymi objęto 350 osób zawodowo zajmujących się pomocą dzieciom, w większości o długim stażu, i 1000 uczniów pierwszych i drugich klas olsztyńskich gimnazjów. Wyniki tych badań, zwłaszcza w części dotyczącej socjoterapeutów, mogą wydać się szokujące. Okazało się bowiem, że aż 10% dorosłych pomagających dzieciom uważa, że dzieci powinny być bite, a kolejne 10% nie ma w tej kwestii zdania.
Kiedy więc można zbić dziecko? Kiedy coś ukradnie (17%), pije (15%), pali (13%), ale również, gdy nie wróci do domu na oznaczoną przez rodziców godzinę. 44% badanych deklarowało, że w ciągu ostatnich dwóch lat ani razu nie zetknęło się z dzieckiem będącym ofiarą przemocy, zaś dziecka wykorzystywanego seksualnie nie spotkało w swojej pracy aż 70% respondentów, a z ponad 9 przypadkami miało kontakt tylko 7% (głównie kuratorzy sądowi); 20% przyznało się, że nawet gdy widzi, że dzieje się coś złego, nie podejmuje interwencji, ponieważ: od tego są inne służby (17%), brakuje na to czasu i możliwości, brakuje wiedzy lub wiary w skuteczność działania. "Niemoc profesjonalistów jest poruszająca" - skomentowała te badania prezentująca je Marta Kopczyńska. Jej zdaniem winę za ten stan rzeczy w znacznym stopniu ponosi brak skutecznego systemu pomocy, zwłaszcza kontaktu pomiędzy poszczególnymi instytucjami i dokładnego określenia ich kompetencji tak, aby każdy wiedział, co może i powinien robić. Od września w Olsztynie rozpoczną się szkolenia, które mają spowodować, żeby nikt więcej nie tłumaczył swojej bierności niedostatkiem wiedzy i umiejętności.
Większość (55%) olsztyńskich dzieci pytanych o to, czy w niektórych sytuacjach powinny dostać lanie odpowiedziała "nie", ale 30% wybrało odpowiedź "tak". Jakie to sytuacje? Odpowiedzi nie różniły się od tego, co wcześniej mówili dorośli, ale aż 20% dzieci uważa, że na lanie zasługuje dziecko, które nie okazuje szacunku rodzicom. Co czwarta młoda osoba jest przekonana, że przemoc domowa powinna pozostać tajemnicą rodziny. Zapewne nie bez znaczenia jest to, iż ponad 30% dzieci stwierdziło, że nie ma do kogo zwrócić się o pomoc, kiedy rodzice źle je traktują. Jednocześnie częstą potrzebę uzyskania takiej pomocy deklaruje 10% dzieci, a czasami odczuwa ją 20%. Badania wykazały, że w Olsztynie ofiarami ostrej przemocy fizycznej (z sińcami i zadrapaniami) jest ponad 13% dzieci, a około 4% przyznaje, że często są bite za drobne przewinienia.
Dla zgromadzonych w Sobieszewie socjoterapeutów interesujący musiał być też ich zbiorowy portret przedstawiony przez Sabinę Nikodemską w referacie "Socjoterapeuci" (patrz s.41-43), zwłaszcza że około połowa z nich uczestniczyła też w poprzedniej konferencji w Juracie, której dotyczą prezentowane badania. Ich wyniki skomentował Jerzy Mellibruda, który zwrócił uwagę na uderzającą dysproporcję między pozytywnym postrzeganiem siebie przez socjoterapeutów i bardzo negatywnym obrazem dzieci z rodzin alkoholowych. Takie widzenie dzieci może być objawem trudności w pracy z nimi, rodzajem reakcji obronnej, polegającej na przerzuceniu na dzieci odpowiedzialności za własne porażki wychowawcze. Jeśli uda się zwiększyć kompetencje osób pomagających, to poprawi się również ich postrzeganie dzieci.
Ludzie, którzy sami wiele przeżyli w dzieciństwie, a takich wśród socjoterapeutów jest dużo, mają trudności zwłaszcza w pracy z młodszymi dziećmi. Aby to zmienić, powinni coś zrobić dla własnego skrzywdzonego dziecka wewnętrznego. O zdolności pomagania decyduje pozytywny stosunek do podopiecznych - podsumował prof. Mellibruda. Z drugiej strony, gdy w prywatnych kuluarowych rozmowach padało określenie "moje dzieci", trzeba było chwili, żeby zorientować się, czy opowiadająca mówi o własnych dzieciach, czy o dzieciach ze świetlicy.
Nie wszystko jednak wyglądało tak różowo. Ambasadorowie kampanii uczestniczący w konferencji skarżyli się m.in. na złą współpracę z gminnymi komisjami rozwiązywania problemów alkoholowych, brak materiałów oraz gotowych scenariuszy, które mogłyby pomóc w organizowaniu debat i innych zajęć. Postulowano też, aby na następnych konferencjach więcej czasu poświęcić na zajęcia warsztatowe i pracę w grupach problemowych, nawet kosztem wykładów.



logo-z-napisem-białe