Portal psychologiczny: Instytut Psychologii Zdrowia
Czytelnia

Esperal - straszak, strażnik czy odroczenie zdrowienia?

Grażyna Płachcińska

Rok: 2001
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 11

Nadal powszechna jest opinia, że ktoś, kto wszywa sobie esperal, nie jest chory na alkoholizm, tylko chwilowo nie może pić. Jest nadal akceptowany zarówno w środowisku niepijących, jak i pijących, wie, że robi sobie chwilową przerwę w piciu. Pozostaje więc z nienaruszonym obrazem własnej osoby. Nie musi konfrontować się z rzeczywistością i w zasadzie niczego nie musi zmieniać w dotychczasowym stylu życia. Jakie więc są skutki takiej wymuszonej abstynencji?
W opinii własnej i społecznej, w tym i rodziny, człowiek uległ swoistemu wypadkowi, czyli za dużo i nieumiejętnie pił, musi więc zrobić przerwę, podkurować się i potem wszystko będzie w porządku (ale co to konkretnie znaczy?). Tak jakby coś się na moment zepsuło w samosterownej maszynerii organizmu, jakby dostał się do niego wirus "alkoholowej grypy". Ale kiedy człowiek podejmuje leczenie odwykowe, to oznacza, że już z nim jest niedobrze, że ma jakiś defekt, jest gorszy. A więc wymaga większej pomocy, nie ma zdolności samonaprawiania i trzeba mu poświęcać o wiele więcej uwagi i wysiłku, bo zmianie ma ulec całe jego dotychczasowe życie. Na taką zmianę zaś nie ma ochoty i siły ani osoba pijąca, ani jej otoczenie.
Dalsze powody, jakie podają pacjenci, dla których wolą "wszywkę", a nie leczenie, to: naciski rodziny - żeby przestał pić, jak odpocznie, to wróci do normy, czyli będzie pił jak człowiek nieuzależniony, bedzie w stanie kontrolować swoje picie; naciski pracodawcy: "żeby nie pił w pracy, bo będę musiał go zwolnić, a dobry fachowiec. Nie obchodzi mnie, czy pije po pracy i ile, to jego prywatna sprawa".
Wielu ludzi decyduje się na "wszywkę" bez wiary w jej skuteczność. Nie może przebrnąć przez barierę, jaką jest podjęcie terapii odwykowej. Picie jest jedynym pomysłem na życie, a terapia oznacza trud zmiany i dojrzewania, podejmowania odpowiedzialności i naukę innych sposobów życia.
Co się więc dzieje w człowieku po dokonaniu "wszywki"? Najpierw pojawia się ulga: "Mam wszywkę, nie muszę pić, bo nie mogę". Świadomość posiadania w sobie esperalu-strażnika daje poczucie ulgi jak przy piciu, wrażenie natychmiastowej zmiany, poprawy sytuacji. Potem przez jakiś czas "zaszyty" człowiek jest w nieco lepszym nastroju, tylko gdzieś w tyle głowy nieustannie pamięta, przez jaki czas będzie działać ta wszywka. Daleko mu do wewnętrznego spokoju, chociaż często zaprzecza, że naprawdę nie czuje się wcale dobrze. Dość szybko dają o sobie znać objawy głodu alkoholowego, huśtawka nastrojów, częste rozdrażenienie.
Wymagania pracodawcy i rodziny nie zmieniły się, a wręcz wzrosły - "bo skoro już nie pije, to powinien więcej móc" - natomiast możliwości sensownego uczestniczenia w życiu nie stały się większe. Paradoksalnie, często zmalały. Myśli kogoś takiego coraz częściej koncentrują się na piciu i zaczyna się wielkie odliczanie: ile dni zostało do końca działania esperalu. Człowiek "zaszyty" przeżywa horrory, nie wie, co się z nim dzieje, czasem ma myśli samobójcze albo wrażenie, że zwariuje. Niektórzy jak w wojsku zaznaczają dni w kalendarzu, skracają centymetry do dnia "wyjścia na wolność". Część ludzi, którzy prawie od pierwszej chwili po "zaszyciu" rzucili się w wir pracy, "żeby nie myśleć, żeby nie kusiło", w końcówce ustalonego terminu już tego nie wytrzymują: praca lub inne kompulsywne czynności tracą moc zagłuszania potrzeby napicia się.
Rzadko zdarza się, żeby "konsumentom" esperalu porządnie wyjaśniono jego działanie i poinformowano, że nie leczy on choroby alkoholowej. Wręcz odwrotnie: wszywający esperal podtrzymują fikcję, że ten środek spowoduje zanik chęci picia, a jeszcze rzadziej mówią, gdzie i jak prawdziwie leczy się uzależnienie. W efekcie więc bliżej daty końca działania esperalu człowiek czuje się coraz gorzej, coraz mniej rozumie z tego, co się z nim dzieje, i tylko myśl, że w określonym dniu będzie mógł się napić, daje nadzieję na ulgę. Aż wreszcie przychodzi upragniony dzień i rzeczywiście następuje wielka ulga: "Nareszcie coś zrozumiałego i jasnego. Wiem, co się ze mną dzieje. Może to, co robię, nie jest najlepsze, ale znane i zrozumiałe". Człowiek wie, jak się poruszać w tzw. alkoholowym życiu. I pije dalej.
Oczywiście bywają - chociaż są nieliczne - sytuacje, w których pacjent z wszytym esperalem jednocześnie podejmuje leczenie odwykowe. Zdarza się to niezmiernie rzadko, a i tak najczęściej przerywa leczenie uważając, że esperal wystarczy. Jest to dla mnie dowód na to, że esperal (i podobne leki) przedłuża jedynie ostry stan chorobowy pacjenta. Jak mówią sami alkoholicy, pozwala wziąć urlop dziekański od studiowania picia.



logo-z-napisem-białe