Mężczyzna - ofiara przemocy. Obserwacje z kontaktu
Lucyna Gromulska
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 9/164
Nieczęsto zdarza się nam, profesjonalistom, używać rodzaju męskiego, kiedy mówimy o ofiarach przemocy w rodzinie. Mężczyzna to raczej sprawca, agresor - takie są nasze doświadczenia. Mężczyzna-ofiara rzadko zgłasza się do ośrodka zajmującego się pomocą dla ofiar przemocy w rodzinie. Chciałabym przedstawić kilka moich spostrzeżeń dotyczących sposobu przeżywania takiej sytuacji przez jednego z moich klientów.
Przemoc, której mężczyzna doświadcza ze strony kobiety, jest najczęściej emocjonalna lub ekonomiczna. Z przemocą fizyczną zwykle jest mu łatwo sobie poradzić, zatrzymując wyciągniętą rękę czy przytrzymując osobę, nie reagując na ciosy. Znosić przemoc psychiczną, składową każdego rodzaju przemocy - a więc na przykład poniżanie, upokarzanie w miejscach publicznych, złośliwe żarty dotyczące sfery seksualnej czy męskości - jest mu znacznie trudniej.
Przemoc uderza w poczucie męskości, własnej wartości, w poczucie bezpieczeństwa i przewidywalności zdarzeń, w stereotypową męską wiarę w "potęgę rozumu", w dotychczas znany porządek świata. Mężczyzna ofiara uruchamia przy tym różne mechanizmy radzenia sobie, niekiedy konstruktywne, a niekiedy destrukcyjne, pogrążające go jeszcze bardziej.
Pierwsze obserwacje. Uderzający w kontakcie z moim klientem - nazwijmy go Daniel - jest sposób przedstawiania przez niego trudności, który przypomina zdawanie relacji z faktów: precyzyjnie, jasno i logicznie umiejscawia w czasie i przestrzeni różne sytuacje związane z przemocą. Sprawia wrażenie dobrze przygotowanego do rozmowy, co może świadczyć o zadaniowym podejściu. Daniel analizuje fakty i wyciąga z nich wnioski. On wie i jasno komunikuje, jakie ma trudności, oczekuje konkretnej pomocy, często tylko prawnej. Swój problem postrzega jako przykre, nielogiczne wydarzenia, które chce powstrzymać. Prawie nie mówi o swoich uczuciach i przeżyciach.
Kolejną szczególną cechą przeżywania przemocy przez mężczyznę może być uporczywe unikanie słów "ofiara przemocy" oraz mówienie o trudnych, bolesnych sytuacjach w sposób bezosobowy, z użyciem strony biernej, na przykład: "Jak człowiek jest wyzywany...", "Jeśli słyszy się ciągle, że jesteś nikim...", co jest wyrazem dystansowania się od bólu i cierpienia. Taki sposób wysławiania Daniela może się również wiązać z obroną przed bardzo zagrażającą myślą: "Tak, jestem ofiarą przemocy, a ofiara jest słaba i sobie nie radzi, jest do niczego".
Z drugiej strony - unikanie nazywania jasno i adekwatnie swojej sytuacji i swojej roli oddala rozpoczęcie procesu efektywnego radzenia sobie ze skutkami przemocy. Zestawienie słów "ja to ofiara przemocy" okazuje się bardziej zagrażające niż potencjalne zyski z takiego widzenia sytuacji.
Konstruktywne sposoby radzenia sobie z przemocą. Przed przyjściem po pomoc Daniel próbował różnych środków, żeby zatrzymać przemoc. Przede wszystkim w momencie ataku nie odpowiadał na agresję: nie odzywał się, wychodził z pomieszczenia, przytrzymywał uderzającą pięść - nie chciał swoim zachowaniem przyczyniać się do silniejszych ataków. Próbował również rozmawiać. Starał się wybierać dobry moment, kiedy emocje już opadły, pytał: "Dlaczego?" i "O co chodzi?", ale z reguły sprawczyni odmawiała udziału w takich rozmowach. Nie rozumiał, dlaczego tak się dzieje, nie potrafił też zrozumieć dziwnych, "nieracjonalnych" zdarzeń i przeżyć. Mówił o nich tak:
Jestem ciągle wyzywany.
Moja żona szydzi z mojego wyglądu, mówi, że się mnie brzydzi. Wyśmiewa mój sposób ubierania się, również w towarzystwie.
Wiele razy miała pretensje, że za mało zarabiam (a zarabiam dobrze). Okazywała to wyzwiskami i upokarzaniem, na przykład: "Ty golcu", "Beze mnie i moich rodziców byłbyś nikim".
Mówi, że nie będzie się ze mną kochać, "bo się mnie brzydzi i śmierdzę" albo "w łóżku jesteś do niczego".
Kilka razy z domu "zginęły" większe sumy moich - naszych oszczędności, żona nie potrafiła powiedzieć, co się z nimi stało. Pytana, zaczęła krzyczeć i mnie poniżać: "Ty kłamco, znowu coś wymyśliłeś, gdybyś zarabiał tyle, ile powinien zarabiać prawdziwy facet, to by pieniądze nie znikały...".
Kilka razy w czasie awantury rzucała się na mnie z pięściami. Ja nie oddawałem, nie chciałem eskalować agresji. Potem raz wezwała policję i powiedziała, że próbowałem ją bić.
Na razie żona nie ma pracy, kończy naukę - szkołę finansuję ja, podobnie jak utrzymanie mieszkania. Żona całe dnie ma teoretycznie wolne. Sądziłem, że będzie w takim razie uczestniczyć w obowiązkach, gotując i zajmując się domem. Rozmawialiśmy o tym wiele razy - bez efektów, chociaż żona początkowo się zgadzała. Teraz nie chce nawet rozmawiać.
Wychodzi wieczorami, czasami zdarza się, że wraca rano. Gdy pytam, dokąd idzie i kiedy wróci, odpowiada, że nie powinno mnie to interesować i ma prawo spędzać czas nie tylko ze mną. Nigdy nie dawałem jej do zrozumienia, że przeszkadza mi, kiedy spotyka się ze swoimi znajomymi. Ja nigdy ich nie poznałem. Pytałem, dlaczego się tak zachowuje, nie chce rozmawiać. Zaczynam zastanawiać się: może ma kochanka?
Ponieważ Daniel nie mógł liczyć na współpracę żony, zaczął sam szukać wiadomości na temat związków i agresji, głównie w dostępnej literaturze i Internecie. Wiele razy trafiał na informacje o przemocy w związkach, które w przedziwny sposób pasowały do jego sytuacji. Jednak z całej siły odsuwał od siebie tę myśl i znajdował wiele "racjonalnych argumentów", dlaczego niemożliwe jest, żeby on - mężczyzna - był ofiarą. On, który zawsze tak dobrze sobie radził, konsekwentnie osiągał swoje zamierzenia, w swoim środowisku był szanowany i podziwiany za to, że tak mu się wszystko układa.
Zebrał wiele informacji, ale dalej nie rozumiał zachowania żony ani swoich przeżyć. Usilnie i bezskutecznie próbował umieścić nielogiczną, chaotyczną i zagrażającą przemoc w swoim logicznym, uporządkowanym i przewidywalnym świecie. Nadal i w coraz większym stopniu kłopotliwe były uczucia, które zaczynały mu przeszkadzać w pracy, powodowały trudności ze skupieniem uwagi, uporczywe rozmyślanie "dlaczego?", spanie po 12-14 godzin na dobę.
Trudności w radzeniu sobie z przemocą. Im dłużej trwały takie sytuacje, im było ich więcej, tym gorzej Daniel się czuł. Nie radził sobie, czuł się skrzywdzony i oszukany, chociaż jeszcze nie potrafił tego nazwać. Jednym z najtrudniejszych przeżyć było coraz bardziej dojmujące przeświadczenie o bezskuteczności jego intensywnych starań. Zostawała mu bezradność i poczucie braku wpływu.
Tymczasem świat uczuć - w przypadku przeżywania przemocy bardzo trudnych i silnych - był poza centrum uwagi Daniela. Był niewystarczająco przygotowany do radzenia sobie ze swoimi emocjami, z ich rozpoznawaniem, nazywaniem, kontrolą ekspresji. Pytany o nie odpowiadał: "Przykro mi..." albo "Może pani sobie wyobrazić..." lub "No przecież, jak człowiek ciągle słyszy...., to jak może się czuć?...". Żeby dobrze się rozeznawać w świecie emocji, trzeba sięgnąć do zachowań i postaw stereotypowo kobiecych, przyznać, że sam sobie nie radzę, dać sobie prawo do tego, poprosić o pomoc innych. W widzeniu mężczyzny jest to jednak równoznaczne z przyznaniem się przed sobą - i co gorsza przed innymi - że jestem słaby i mało wart.
Podstawową sprawą w radzeniu sobie z przemocą jest poszukiwanie i korzystanie ze wsparcia innych. Niestety, Daniel długo nie mówił o swoich trudnościach znajomym ani rodzinie. Znajdował rozmaite, racjonalne argumenty, żeby uzasadnić swoje zachowanie; wstydził się - chociaż nigdy nie używał tego słowa - że "on, mężczyzna, sobie nie radzi".
Co koledzy by powiedzieli? Oni mają normalne żony i rodziny... Najprawdopodobniej by mnie wyśmiali...
Raz kiedy przyjechała policja, policjant powiedział do mnie: "No jak to? Z kobietą pan sobie nie umie poradzić?".
Również z rodzicami nie podzielił się swoimi trudnościami, ponieważ byli starzy, schorowani i nie chciał ich martwić. Uważał, że go nie zrozumieją, bo nigdy nie mieli podobnych problemów. Próbował raz rozmawiać o tym z ojcem, ale on tylko słuchał w milczeniu, a kiedy raz był świadkiem awantury, podczas której żona poniżała jego syna, wyszedł bez słowa do innego pokoju. Daniel nie zdecydował się na rozmowę z matką, ponieważ była ciężko chora na serce, a wiedział, że zawsze mocno przeżywała kłopoty swoich dzieci. Dawno nie czuł się tak bezradny i opuszczony.
Mężczyzna - ofiara przemocy, jeśli jest osobą religijną, może szukać pomocy u księdza. Jest to sytuacja bezpieczna, duchowny ma obowiązek zachować tajemnicę. Nie bez znaczenia jest też fakt, że też jest mężczyzną. Daniel zwrócił się o pomoc do księdza, który dał mu do zrozumienia, że problem leży zawsze po obu stronach i najważniejsze jest, żeby małżonkowie się porozumieli, w czym on może być pomocny, i zaproponował spotkanie we trójkę. Żona się nie zgodziła, przyszedł tylko Daniel i usłyszał od księdza, że w takim razie musi poradzić sobie sam. Inni mężczyźni, u których szukał wsparcia i pomocy, również go zawiedli. Został sam. Kilkakrotne nieudane próby zwracania się o wsparcie utwierdziły go w przekonaniu, że tak jak zawsze może liczyć tylko na siebie.
Dalej szukał już sam, nadal przeglądając strony internetowe i sięgając do książek. Dostrzegał coraz większą bezskuteczność swoich starań.
O poczuciu własnej wartości mężczyzny - ofiary przemocy. Daniel wiele razy mówił, jak trudno było mu zwrócić się o pomoc do ośrodka dla ofiar przemocy w rodzinie: "Musiałem stoczyć walkę sam ze sobą...". To nie dziwi, skoro w odbiorze społecznym za najbardziej cenione w rozmaitych sferach życia - nie tylko wśród mężczyzn - są cechy należące do męskiego stereotypu: chłodna racjonalność, opanowanie, postawa zadaniowa (na przykład w rozwiązywaniu problemów), zdecydowanie, konsekwencja, niezależność, bezkompromisowość, nastawienie na zdobywanie wyższej pozycji w hierarchii, sprawczość, ustanawianie reguł i zasad, posiadanie autorytetu. Te cechy są bardzo pomocne w życiu zawodowym, w organizowaniu różnych przedsięwzięć, w planowaniu. Są one zwykle skojarzone ze stereotypem "silnego człowieka", natomiast sytuacja psychologiczna osoby, która doświadcza przemocy, jest absolutnym zaprzeczeniem zachowań związanych z tym stereotypem. W realistycznym i skutecznym radzeniu sobie z przemocą i jej skutkami trzeba sięgnąć do cech, uważanych za stereotypowo kobiece: umiejętności współpracy i czerpania ze wsparcia, nastawienia na relację bardziej niż na problem czy zadanie, przyznawania się do ograniczeń we własnej wiedzy, umiejętnościach i wpływie, do zależności. Te cechy kłóciły się z pożądanym obrazem siebie - mężczyzny, skutecznie kontrolującego wszystkie dziedziny swojego życia. Mój klient zaryzykował swoje poczucie własnej wartości, zwracając się po pomoc do ośrodka.
Przemoc zawsze uszkadza poczucie własnej wartości ofiary, jej poczucie tożsamości, obraz siebie, świata i innych ludzi, z tym - według moich spostrzeżeń - dużo bardziej uderza w poczucie Ja mężczyzny niż kobiety.
Jeśli kobieta jest sprawczynią, może używać bardziej rozwiniętych niż u mężczyzny umiejętności społecznych, większej biegłości w świecie relacji w celu poniżenia i osłabienia partnera. Bo bardzo łatwo zranić kogoś, dla kogo przyznanie się do własnej słabości, niewiedzy, nieskuteczności jest zagrożeniem. W jego przeżywaniu wygląda to tak: "Przecież to kobieta powinna być słabsza, niezdecydowana, mniej rozsądna, ulegająca emocjom. Tymczasem to ja, mężczyzna, w wyniku przemocy przeżywam bardzo silne, trudne emocje. To ja, mężczyzna, nie umiem odeprzeć ataku ani znaleźć racjonalnego argumentu. To ja, mężczyzna, nie potrafię skutecznie zatrzymać zachowań sprawczyni - słabszej kobiety. Wobec tego jakim ja jestem mężczyzną?".
Przedstawiłam tu niektóre swoje obserwacje kontaktu z mężczyzną - ofiarą przemocy ze strony kobiety, pochodzące z pierwszych spotkań w ośrodku dla ofiar przemocy w rodzinie. Mam nadzieję, że będą one pomocne w rozumieniu i udzielaniu pomocy takim klientom jak Daniel.