Podmiotowy charakter człowieka
ks. Marcin Marsollek
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 9
Temat może się wydawać sformułowany przewrotnie: skoro chodzi o człowieka, to przecież o podmiot. Niestety, to nie przewrotność - coraz częściej człowieka traktuje się przedmiotowo, a często on sam tak siebie traktuje. Bywa, że lekarz leczy chorobę, a nie człowieka. Podobnie może stać się w leczeniu osoby uzależnionej, możemy skupić się na mechanizmach choroby i pominąć człowieka z jego indywidualnością, niepowtarzalnością, tożsamością, z jego wyjątkowością,
czyli metafizyką. Nie możemy skutecznie zajmować się człowiekiem, jeśli nie odpowiemy na pytanie: kto to jest człowiek? Jaki jest? Po co jest człowiek?
Co wyróżnia go od świata roślinnego i zwierzęcego? O człowieku stanowi jego wewnętrzna wrażliwość na wartości absolutne, możliwość przechodzenia z poziomu niższego na poziom wyższy, wewnętrzna zdolność do rozwoju, życie wartościami. Czy na tym polega metafizyka osoby ludzkiej? Jeśli brakuje nam koncepcji człowieka - czyli odpowiedzi, dokąd chcemy zaprowadzić uzależnionego i w imię, czego chcemy go zmieniać, dlaczego proponujemy mu jakiś wysiłek - wówczas zagubimy się, a nasza pomoc będzie nieskuteczna.
Człowiekowi trzeba odsłonić prawdę o nim samym, pokazać jego metafizyczny wymiar - koncepcja zdrowia czy zdrowienia wynika z koncepcji człowieka. Bez wartości jest on bezbronny, ulega promocjom, modom, kulturze masowej, gubi siebie i innych.
Kto to jest człowiek?
Człowiek to istota duchowa, zdolna żyć miłością, potrzebująca więzi z drugim człowiekiem, budująca takie więzi. Jest to istota określająca się w dialogu, stająca się sobą poprzez doświadczanie siebie w drugim. To istota kierująca się sensem, to "korona stworzeń". O człowieku nie można powiedzieć, że jest gotowy, że jest taki, jaki jest i tyle: "Takim mnie stworzyłeś, takim mnie masz". Zgodnie z takim myśleniem alkoholik musi być alkoholikiem, narkoman narkomanem i już nic się wydarzyć nie może. Nieprawda! Człowiek jest istotą dynamiczną, potencjalną, wyposażoną w bogactwo i wewnętrzną mądrość - potrafi tworzyć, wręcz stwarzać. Cel dążenia człowieka często jest poza nim samym, w ostateczności najpierw tworzy on siebie, aby móc siebie przekroczyć. Własne ograniczenia i słabości są po to, aby szukać nowych możliwości w sobie i poza sobą, aby je poszerzać. Anthony de Mello powie: "Obudź się ze snu samozadowolenia, przebudź się do życia".
Człowiek to jedyna istota we wszechświecie, która nieustannie się rodzi. Obumiera stara zalękniona struktura, rodzi się nadzieja i moc, a "moc w słabości się doskonali". Ci, którzy pomagają ludziom chorym, muszą być świadomi takiego procesu i ten proces wzmacniać do tego stopnia, aby prowokował on także własne, osobiste zmiany.
Człowiek jest w stadium ciągłego stawania się, a sens stawania się leży w tym, że z osoby, jaką jest przez swoją naturę, przekształca się czy przemienia w osobowość, dąży do pełnego rozkwitu władz duchowych i cielesnych. Im bardziej człowiek jest osobowością, niepowtarzalnym indywiduum, tym bardziej jest ludzki. Rozwój człowieka, czyli stawanie się, to droga od tego, co naturalne, do tego, co wyróżniające, ponadczasowe. Stanie się tak, kiedy człowiek skieruje uwagę swojego życia na mapę wartości, zacznie ją czytać i według niej się poruszać w swoim życiu, zgodnie z nią żyć. Zacznie wtedy dojrzewać do miłości siebie, drugiego, Boga. A dzięki doświadczaniu miłości, oddaniu się jej stanie się pełniejszym człowiekiem, wejdzie w proces spełniania siebie, co niektórzy ludzie nazywają szczęściem. Szczęście to doświadczyć, że moje życie ma sens, że jestem kimś wartościowym, potrzebnym innym, mam swoje miejsce we wszechświecie. Wartości, czyli dobra, są tym, co sprzyja doskonałości człowieka, złe zaś jest to, co narusza doskonałość osoby ludzkiej.
Człowiek od zarania swojego istnienia nosi w sobie wezwanie do rozwoju, do stawania się - w Biblii przeczytamy, że na obraz Boga. Odkrycie tej wewnętrznej powinności prowadzi do poszukiwania coraz większych wartości służących człowiekowi, popycha człowieka do odkrycia Boga, który jawi się dla niego jako pełnia Dobra i Doskonałości. Absolut - Bóg poprzez tę ludzką zdolność do rozwoju pociąga nas ku sobie. Odpowiedzią na odkrywane wartości jest ujawniająca się w nas wewnętrzna potrzeba przemiany siebie, udoskonalania siebie, stawania się sobą. Dziś namawia się ludzi, aby byli sobą na poziomie popędu, instynktu, ale jedno i drugie bez udziału rozumu jest ślepe, to rozum odkrywa, czyta wartości.
Ustępujemy inwalidzie miejsca w kolejce, odwołujemy rzucone oszczerstwa, oddajemy pożyczone pieniądze, pomagamy choremu i nie czynimy tego ani z przyjemności, ani z korzyści, a często wbrew korzyści i na przekór przyjemności. Czynimy tak, bo powinniśmy tak uczynić, aby być w zgodzie z istotą swojego człowieczeństwa - w zgodzie z wezwaniem do harmonii, doskonałości, czyli rozwoju. W każdym wezwaniu do rozwoju ku temu, co dobre, piękne, mądre tkwi zaproszenie, abyśmy uwalniali się od tego, co nieludzkie, a stali się w pełni ludźmi, po prostu prawdziwymi ludźmi.
Drogowskazy
Kiedy jednego ze zdobywców Mont Everestu zapytano, dlaczego tam szedł, odpowiedział, że powinien, bo jest to najwyższy szczyt świata. Emanuel Kant twierdził, że dwie rzeczy na świecie wprawiają go w zdumienie: gwiaździste niebo nad naszymi głowami i prawo moralne w nas. Istnieje w nas przeżycie powinności do stawania się lepszym, mądrzejszym, do rozwoju. Zobowiązuje nas ono do wykonania czegoś, co czasami jest dla nas trudne, a przeżycie powinności realizowania dobra to zdolność odkrywania i podążania za wartościami. Rozwój to budowanie jedności i harmonii z najwyższym dobrem, to tęsknota i szukanie dobra niczym nie ograniczonego, wielkiego piękna i wiecznej radości, a to kończy się znalezieniem Boga. Uzasadnienie wszystkich wartości znajdziemy w Bogu, który jest największą wartością. Biblia zostawia nam pewien drogowskaz: "Będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca swego i ze wszystkich sił". Te słowa znaczą, że dobre jest to, co prowadzi nas do Boga, złe jest to, co oddala nas od Niego. Świat człowieka bez wartości duchowych jest światem nieludzkim, człowiek jest wydany na żer własnych instynktów, różnych atrakcyjnych manipulacji, które prowadzą do niewoli. Żyć z wartościami to stawać się wolnym od tego, co poniża, ale też wolnym do tego, co buduje, rozwija.
Drugi drogowskaz to "miłuj bliźniego jak siebie samego". Bliźni to istota podobna do nas, często nasze lustro, pokazujące nam, kim jesteśmy, jacy jesteśmy, co zrobiliśmy z własnym rozwojem. Bliźni to pewna wartość, szansa stawania się sobą przez dawanie siebie i otrzymywanie od drugiego. Bliźni jest godny szacunku w tym, czym jest i czym może być. "Miłuj bliźniego" to daj mu tyle dobra, aby obudzić go ze snu do rozwoju własnego dobra, umożliwić stawanie się pięknym i mądrym - dać mu to, co mu się należy, aby mógł stać się bardziej ludzkim człowiekiem, aby poczuł sens swojego życia od nowa, a wtedy będzie mu się chciało żyć i podejmować wysiłek osobistej przemiany siebie i otaczającego świata w kierunku dobra.
Wolność to uświadomienie sobie, że mogę wybierać i że moje wybory przynoszą określone konsekwencje dla mojego życia. Żeby wybór był możliwy, potrzebuję wartości, z kolei żebym mógł dobrze wybrać muszę umieć te wartości czytać. Wolność to odpowiedzialność wobec kogoś za swoje czyny, myśli, słowa. Wolność to zdolność kierowania swoim życiem. To sztuka wyboru. Wolność to sztuka podążania za wartościami, które sprawiają, że jestem Osobą i sobą. Wolność wymaga od nas wysiłku, dojrzałości, dorosłości, a to pozwala na rozwinięcie własnych talentów, bogacenie własnego człowieczeństwa, przemianę siebie. Człowiek działający pod wpływem strachu, paniki, ogarnięty burzą uczuć, nastrojem, siłą popędu doznaje ograniczenia wolności od strony emocjonalnej.
Sumienie na straży wartości
Każdy z nas ma sumienie - praktyczny osąd o zgodności swego postępowania z obiektywnym dobrem. Ale może ono być źle ukształtowane. Kiedy dopatruje się zła tam, gdzie go nie ma, sumienie wąskie wiąże się z zaburzeniami funkcjonowania psychicznego, z nerwicą, stanami lękowymi. Sumienie szerokie - liberalistyczne - orzeka, że nie ma zła tam, gdzie ono faktycznie jest; mówi: "Tak robią wszyscy". Relatywizmu nie konfrontuje się z wartościami obiektywnymi, ale z zachowaniami innych ludzi, które usprawiedliwiają własne zachowanie. Granice dobra i zła są ujmowane niewyraźnie, a człowiek dla wszystkiego, co robi, umie znaleźć wytłumaczenie. Wreszcie sumienie niepewne - ktoś taki nie wie, czy dany czyn jest zgodny z właściwą hierarchią wartości, czy nie, towarzyszy mu niepewność w działaniu, a jednocześnie nie stara się jej wyjaśnić. Jest to lekkomyślność: żeby nie podejmować wysiłku, lepiej nie wiedzieć. Przeciwieństwem tego stanu jest sumienie prawdziwe i pewne, aby zaś takim było, musi jak najwcześniej poznać świat wartości.
Coraz więcej jest ludzi z niedorozwojem sumienia. Wpajamy dzieciom mnóstwo wiadomości, uczymy języków i informatyki, zapisujemy na pływanie i lekcje muzyki - usiłujemy wychować geniuszy, zapominając o kształtowaniu sumienia, czyli wykształcaniu zdolności odróżniania dobra i zła. A sumienie, czyli wrażliwość na dobro, to naturalna ochrona tego dobra w nas. Legalizowanie zła jest wypaczaniem sumienia, zaś niedorozwój sumienia to wyrządzanie krzywdy człowiekowi, skazywanie go na to, aby działał w brew swojej naturze. Na własnej skórze doświadczyliśmy niejednokrotnie, czym staje się wiedza i władza w rękach ludzi pozbawionych sumienia lub o fałszywie ukształtowanych sumieniach.
Instynkt stoi na straży życia biologicznego, sumienie stoi na straży wartości etycznych, które budują człowieka i jego humanizm, czyli jego podmiotowość. Sumienie nie tylko odróżnia dobro i zło, jest także wewnętrznym zobowiązaniem realizowania dobra i dążenia do najwyższego Dobra. Dlatego ludzie w czasie wojny składali ofiarę ze swojego życia. Dobra wola, pragnienie dobra bez sumienia byłoby niewystarczające, bo ślepe. Sumienie jest mocą, która skłania do zmiany, do postępu, do tego, aby człowiek rozwijał siebie we właściwym kierunku, odkrywał dla siebie to, co najistotniejsze.
Kiedy człowiek nie chce kierować się sumieniem, ono nie kłóci się z człowiekiem, tylko milczy, a w tym milczeniu rośnie wina człowieka i powoli gaśnie jego światło. Człowiek zaczyna żyć w niepokoju i lęku, tworzy się w nim poczucie pustki, czyli bezsensu, a to jest najbardziej nieznośny ból. Właśnie wtedy chce zmienić przeżywanie samego siebie, a psychoaktywne substancje chemiczne rzeczywiście je zmieniają, ale nie wypełniają pustki ludzkiego serca i nie rozświetlają mroków ludzkiej egzystencji.
Człowiek może uciekać od swojego sumienia, tylko że jest to ucieczka w jedną stronę: w głąb ciemnego, chłodnego tunelu osamotnienia. A to kolejny ból, który wydaje się być nie do uniesienia przez istotę ludzką, która jest stworzona do dialogu, więzi, dzielenia się, nie do izolacji, osamotnienia i zamknięcia. Ludzie bez sumienia żyją w spłaszczonym, spłyconym świecie własnej duchoty. Wezwanie skierowane do człowieka zagubionego, chorego, uwikłanego, aby był sobą, jest wezwaniem do autentyczności nie do udawania. Autentyczność, stawanie się sobą jest zwróceniem się w stronę milczącego sumienia, stworzeniem dla niego przestrzeni w sobie, aby mogło mówić i prowadzić człowieka według absolutnego świata wartości.
Bywa tak, że musimy bronić człowieka przed nim samym, kiedy zrzeknie się swojej wartości i zacznie cierpieć bezsensownie. Osoba uzależniona to ktoś chory, cierpiący i chodzi o to, aby to cierpienie nie było bezsensowne, tylko służyło przejściu z niższego poziomu na wyższy mimo uszkodzeń po stronie ciała. Na przykład chory na AIDS także stoi przed swoją szansą rozwojową, ale nie rozumiejąc jego człowieczeństwa, możemy mu zaproponować tylko klęskę i przerażenie własną nicością: wiotkie mięśnie, słaba kondycja ciała, zmieniona sylwetka - taki chory nie może się w nich odnaleźć.
Ratować człowieka to znaczy być z nim, słuchać go, czytać doświadczenie jego losu w całej prawdzie.
"Per aspera ad astra"
Często pójście na odwyk, na leczenie, do ośrodka jest traktowane jako ostatnie stadium choroby, tymczasem powinno to być miejsce wewnętrznego przebudzenia, gdzie człowiek na nowo zbuduje mapę dalszego podróżowania przez życie. A pomagający innym muszą znać swoją ludzką godność, żeby móc ją dostrzegać i odkrywać w innych ludziach.
W perspektywie fizycznej cierpienie przeraża, zniechęca, jest często utożsamiane z bezsensownym wyniszczeniem człowieka. Cierpienie ma uzasadnienie tylko w sferze ducha, jeżeli ją będziemy rozwijać, dostrzeżemy w uzależnionym Osobę z całą jej godnością.
Terapeuta musi sam znać odpowiedź na podstawowe egzystencjalne pytania, musi mieć także porządek w sobie, jeżeli ma go proponować innym. Kiedy chce pomagać w budowaniu człowieka, w jego narodzinach, musi być dojrzały emocjonalnie i duchowo. Także gdy chodzi o dobro osoby uzależnionej. Dlatego uczłowieczanie człowieka jest powołaniem, a powołanie jest zawsze oparte na miłości, ona zaś jest największą z wartości, jakiej może pragnąć i doświadczać człowiek.