Portal psychologiczny: Instytut Psychologii Zdrowia
Czytelnia

Mediacja - szansa dla pokrzywdzonego?

Monika Płatek

Rok: 2003
Czasopismo: Niebieska Linia
Numer: 2

1 lipca 2003 roku wejdzie w życie uchwalona przez Sejm i podpisana przez Prezydenta RP ustawa o zmianie kodeksu postępowania karnego. Niewiele brakowało, a jednym pociągnięciem pióra wykreśliłaby ona wciąż jeszcze nową, wprowadzoną do kodeksu karnego w 1997 roku, instytucję mediacji.


Pokrzywdzony żąda sprawiedliwości! Pod takim hasłem często kryje się chęć zemsty. Głośne nawoływanie do podniesienia wysokości kary ma odsunąć na plan dalszy refleksję o tym, co z tego ma pokrzywdzony. Aby skazać złodzieja, trzeba najpierw go złapać, co najczęściej okazuje się trudne. Stosującego przemoc w rodzinie należy z tej rodziny usunąć i nie zmuszać ofiar do wielokrotnego znoszenia aktów przemocy fizycznej dla zebrania wystarczającej ilości obdukcji. Gwałciciela? Z gwałcicielem na gruncie obecnego prawa nic nie możemy zrobić, jeśli ofiara obawiająca się powtórnej wiktymizacji nie złoży zawiadomienia w śledztwie i w czasie procesu. Godzimy się więc, aby jedno z najcięższych przestępstw pozostawało zupełnie bezkarne i twierdzimy jeszcze przewrotnie, że jest to dobrodziejstwo - prawo okazane pokrzywdzonej lub pokrzywdzonemu.

Szansa

Gdyby wreszcie dać pokrzywdzonemu szansę aktywnego włączenia się w proces rozwiązywania konfliktu. Nie mówimy o sytuacji niemożliwej. Mediacja właśnie pozwala dostrzec światło na końcu tunelu, dać satysfakcję, osiągnąć porozumienie i kompensację, o którą trudno na sali sądowej, gdzie rządzą inny język i procedury. Ustawodawca skorzystał z tej szansy - wprowadził mediację jako jedną z instytucji również prawa karnego. Pozwala ona na to, aby ofiara i oskarżony w nieformalnych warunkach, poza sądem, przy udziale niezależnego mediatora, który dba o zachowanie procedur i zapewnienie równości stron, mogli przedstawić swoją wersję wydarzeń. W trakcie mediacji może dojść do porozumienia, ustalenia formy, sposobu, niekiedy wysokości odszkodowania. Może to, choć nie musi, mieć wpływ na sposób rozstrzygnięcia danej sprawy.
Dlaczego ustawodawca zdecydował się wprowadzić instytucję mediacji do prawa i postępowania karnego? Czy uległ modzie? Coraz częściej bowiem wychodzi się naprzeciw tej instytucji także i w innych państwach Europy, jako tej, która realizując idee sprawiedliwości, pozwala na szybkie i tanie rozstrzygnięcie sprawy. Skoro inni to robią, może i my musimy? Czy mediacja jest logiczną konsekwencją pewnej myśli przewodniej, przyświecającej kodyfikacji karnej?
Art. 2 §1 ust. 3 nakłada obowiązek takiego kształtowania postępowania karnego, aby uwzględnione zostały prawnie chronione interesy pokrzywdzonego. W Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu raz po raz przegrywamy sprawy o to, że dostęp do sądu jest niewłaściwy, ze względu na długość toczących się spraw. Z badań wynika, że poprawa sytuacji w sądownictwie wymaga nie tyle wydłużenia godzin pracy sędziów, co zmiany podejścia do spraw, którymi sądy się zajmują. Wygląda na to, że zamiast przejmować się statystyką odhaczonych spraw, należy zająć się dobrem ludzi, których sprawy trafiają do sądów. Wtedy pewnie i owa statystyka ulegnie poprawie.
Chwila nieuwagi

Od statystyki "załatwionych spraw" czas przejść do ludzi, którzy powinni wiedzieć, że w sądach krzywda ludzka i sprawiedliwość są traktowane poważnie. Piszę o tym z obawą, że mogę być posądzona o tanią demagogię i naiwny idealizm. Piszę o tym, dlatego, bo wnioski te wyraźnie wypływają z rozmów przeprowadzanych z pokrzywdzonymi. Wskazują one na źródła bolączek, z którymi boryka się nasz współczesny wymiar sprawiedliwości, i których nie da się rozwiązać przy pomocy namiastek i surogatów.
1 lipca 2003 roku wejdzie w życie uchwalona przez Sejm (10 stycznia 2003 roku) i podpisana przez Prezydenta RP ustawa o zmianie kodeksu postępowania karnego (k.p.k). Niewiele brakowało, a jednym pociągnięciem pióra wykreśliłaby ona wciąż jeszcze nową, wprowadzoną do kodeksu karnego w 1997 roku, instytucję mediacji. W ostatnim momencie wprowadzono do nowelizacji art. 23a, który zachowuje mediację i określa jej formalne ramy czasowe i proceduralne. Zgodnie z tym artykułem inicjatywa poddania sprawy mediacji należy przede wszystkim do pokrzywdzonego i oskarżonego, oraz do sądu w postępowaniu sądowym, a do prokuratora w postępowaniu przygotowawczym. Przepis ten nie ogranicza, jak czynią to obowiązujące przepisy, czasu, w jakim sąd może skierować sprawę do mediacji. Obecne przepisy teoretycznie ograniczają ten czas do wstępnej kontroli oskarżenia, przed główną rozprawą. Do chwili zakończenia pierwszego przesłuchania na rozprawie głównej oskarżony, któremu zarzucono czyn zagrożony karą nie przekraczającą 8 lat pozbawienia wolności, może składać wniosek o wydanie wyroku skazującego i wymierzenie mu określonej kary lub środka karnego. Teoretycznie nie ma przeszkód, aby w ramach wniosku o wydanie wyroku skazującego z art. 387 k.p.k. pokrzywdzony nie mógł wnioskować o przeprowadzenie mediacji. Sąd może przychylić się do wniosku oskarżonego tylko wówczas, gdy między innymi wyrazi na to zgodę pokrzywdzony. Pokrzywdzony może uzależnić swoją zgodę od przeprowadzenia postępowania mediacyjnego.
Udało się uratować mediację, ale tak naprawdę to od nas zależy, czy ją zachowamy i zaczniemy cywilizować nasz wymiar sprawiedliwości, czy też zepchniemy ją na margines.
Niewygodny pokrzywdzony

Instytucję wniosku o wydanie wyroku skazującego lubią adwokaci, lubią i sędziowie. Sprawa załatwiana jest sprawnie, szybko. Adwokat dogaduje wszystko i nieraz nazywa to mediacją. Pokrzywdzony najczęściej nie ma nic do powiedzenia, bo w takiej sprawie nie przeprowadza się postępowania dowodowego. Pokrzywdzonego nie dopuszcza się więc w ogóle do głosu, a na pocieszenie (jak w sprawie, którą sama obserwowałam) funduje mu się zwrot kosztów podróży. Uzyskuje oczywiście wyrok skazujący, z którym ewentualnie, jeśli chce może ubiegać się o odszkodowanie, udając się do sądu cywilnego. Co to oznacza? Kolejne pisma, oczekiwanie i dodatkowe koszty. Uznanie krzywd? Zadośćuczynienie moralne? Pomoc psychologiczna? Raczej... nic z tego.
Mimo to z punktu widzenia prawa i sprawności postępowania instytucja wniosku o wydanie wyroku skazującego jest naprawdę doskonała. Jest nieco w stylu amerykańskiego plea bargaining, gdzie oskarżony i prokurator dogadują się, do czego ten pierwszy się przyzna, w zamian za co, prokurator odpuści udowadnianie innych win. Oczywiście w USA nie ma mowy, by pokrzywdzony w procesie karnym odgrywał znaczącą rolę. Z tym wysyła się go do sądu cywilnego, gdzie ofierze szybko i sprawnie przyznawane jest stosowne, zazwyczaj wysokie odszkodowanie, o czym u nas najczęściej nie ma mowy. Jednak trend pozostaje ten sam - rozszerzyć stosowanie art. 387 k.p.k. i usunąć, na ile to możliwe, pokrzywdzonego z postępowania przygotowawczego i sądowego. Skąd taki wniosek?
Można spojrzeć na nową treść art. 387 k.p.k., który wejdzie w życie 1 lipca br. W nowej redakcji przepis ten nie ogranicza się do spraw zagrożonych karą do lat 8. Jest możliwy niemal w każdej sprawie. Wyjątkiem są tylko zbrodnie, a tych w kodeksie karnym jest niewiele. Tak więc można będzie teraz zastosować ten przepis nawet do czynów, które są zagrożone karą do 15 lat pozbawienia wolności. Uwzględnienie takiego wniosku jest możliwe, gdy nie sprzeciwia się temu prokurator i pokrzywdzony, który należycie powiadomiony został o terminie rozprawy oraz pouczony o możliwości zgłoszenia przez oskarżonego tego wniosku. Co to oznacza? Jeśli powiadomionego o sprawie pokrzywdzonego nie ma w sądzie, nikt nie będzie się przejmował, czy takie rozwiązanie mu odpowiada, czy nie. Zdanie pokrzywdzonego nie będzie się liczyć. Dlaczego tak? Trzeba było coś zrobić z tym, że przeszkodą do zastosowania art. 387 był nieobecny pokrzywdzony, bez którego zgody nie można zastosować tej instytucji. Wprowadzi się więc zapewne kolejny druczek zawiadomienia o rozprawie dla pokrzywdzonego, gdzie małą czcionką napisze się przytoczone powyżej z ustawy zdanie. Od tej chwili w razie nieobecności pokrzywdzonego, nikt się tym już nie będzie przejmował i machina wymiaru sprawiedliwości ruszy z kopyta, a sprawy zaczną być odhaczane sprawniej.
W białych rękawiczkach

Czy ktoś zada pytanie: A dlaczego właściwie tak często pokrzywdzony unika obecności na rozprawie? Nie, najpewniej nie zada, bo pokrzywdzony z wszystkimi nowymi przepisami, dającymi mu wolną rękę w decydowaniu o przyłączeniu się do procesu w roli oskarżyciela posiłkowego, jest jak obce ciało w perfekcyjnie sprawniczałym systemie. Prokurator, adwokat, sędzia operują językiem, który sprawia, że właściwie rozumieją się bez słów. Wprawdzie przepisy wymagają, aby organ prowadzący postępowanie pouczał uczestników o ich prawach i obowiązkach - art. 16 k.p.k. wyraźnie stanowi, iż brak takiego pouczenia albo pouczenie mylne nie może wywoływać ujemnych skutków procesowych dla uczestnika postępowania - ale z zastosowaniem tego przepisu jest różnie. Pokrzywdzona lub pokrzywdzony, który pojawia się w sądzie z konieczności, a nie z własnej woli, są dziwni, odmienni, trochę denerwujący. Nie dość, że najczęściej nie znają prawa i procedur, to w dodatku szukają sprawiedliwości tam, gdzie po prostu załatwia się sprawy.
Poprawność polityczna nie pozwala, by mówić o tym tak brutalnie, jak to czynię. Robi się więc to delikatnie, niemal kosmetycznie - zmieniając kilka słów, usuwając kilka przepisów. Kto, nie będąc prawnikiem, zdoła się zorientować, że oto podkopujemy fundamenty nowego myślenia o polityce karnej i wymiarze sprawiedliwości, które zostało wprowadzone wraz z reformą kodeksu postępowania karnego w 1997 roku?
Nie lekceważ pokrzywdzonego

Czy istnieje potrzeba uproszczenia, przyspieszania postępowania? Istnieje, ale nie kosztem mediacji. Po pierwsze dlatego, że jeśli nie zmienimy swojego stosunku do pokrzywdzonego, nie uda nam się usprawnić wymiaru sprawiedliwości. Po drugie, nie możemy sobie pozwolić na lekceważenie poczucia dobrze pojętej sprawiedliwości. Nie stać nas na lekceważenie ofiar przestępstw.
Nie mamy się co łudzić, że jeśli teraz, po cichu, zaczniemy usuwać w kolejnych nowelizacjach prawa pokrzywdzonego, to polepszy się "przelotowość spraw". Promowana aksjologia mechanistycznego załatwiania spraw nie zdaje egzaminu. Miniony okres pozwalał nam niejednokrotnie przekonać się o tym.
Nie da się tych spraw załatwić połowicznie. Nie można wydać pod egidą Ministerstwa Sprawiedliwości Karty Praw Ofiary, i uznać sprawy za załatwioną. W Karcie napisane jest m.in., że ofiara powinna mieć nie mniejsze uprawnienia niż pokrzywdzony. Nie wystarczy napisać, trzeba teraz tak znowelizować ustawę, aby zamiast pozbawiać pokrzywdzonego głosu, dać mu prawa, co najmniej takie same, z których korzysta oskarżony. Należy mu również dać, m.in. na drodze mediacji, realną szansę na rozwiązanie konfliktu.
Nie ma się co łudzić, że raptem mediacja będzie jak czarodziejska różdżka, która uzdrowi całą sytuację. Warto jednak wziąć pod uwagę, iż jest to jeden z instrumentów, który właściwie wykorzystany - może służyć zmianie opinii o sądach i stosunku sądów do pokrzywdzonego. To, czy mediacja przetrwa, zależy w dużej mierze od wiedzy sędziów i prokuratorów, od ich nastawienia do niej. Ale równie ważna jest wiedza na jej temat nas wszystkich, potencjalnych sprawców i pokrzywdzonych.
Uczucia i kodeks

Niektórzy twierdzą, że mediacja trywializuje przestępstwo. Sprowadza proces do spotkania i rozmowy stron oraz poczynionych ustaleń, zamazuje wyrządzone zło, zmienia przestępstwo w problem1. Argument ten jest najczęściej przytaczany w kontekście przemocy wobec kobiet. Krytycy postrzegają mediację jako formę dekryminalizacji przemocy dokonywanej przez mężczyzn i sprowadzają ją ponownie do sfery spraw prywatnych.
Warto podkreślić, że do mediacji dochodzi w wyniku dokonanego przestępstwa. Fakt, iż mamy do czynienia z przestępstwem w przypadku użycia przemocy, nie ulega wątpliwości. Być może w takich sprawach mediacja może przyczynić się do lepszego zrozumienia i przyswojenia sobie prawdy, z trudem przebijającej się do świadomości organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, że przemoc domowa nie jest sprawą prywatną - jest przestępstwem i organy władzy są zobowiązane reagować na to zjawisko, zwalczać je i jemu zapobiegać. Nie może więc mediacja służyć jako swoisty kanał do spychania weń problemów, z którymi prokurator czy sędzia nie chce, czy nie umie sobie poradzić. W przypadku przemocy wobec kobiet, zwłaszcza przemocy w rodzinie, mediacja objęta jest dokładnie takimi samymi zasadami i zastrzeżeniami jak w przypadku kradzieży roweru czy włamania do piwnicy.
Mediacja daje rzeczywiście możliwość rozmowy, wypowiedzenia się także stronie pokrzywdzonej, na co najczęściej nie ma w sądzie miejsca, czasu i ochoty. Nie odbiera to zła jakie zostało wyrządzone, przeciwnie - mediacja daje szansę przedstawienia go we właściwym świetle. Nie tylko w perspektywie artykułu z kodeksu, ale rzeczywistych przeżyć pokrzywdzonego.
Nie twierdzę, że w każdej sprawie dotyczącej przemocy w rodzinie, mediacja byłaby dobrym wyjściem. Wydaje się jednak, że właśnie ona może przyczynić się do lepszego zrozumienia, iż w przypadku przemocy w rodzinie mamy do czynienia z poważnym przestępstwem, w którym ofiara powinna być poważnie potraktowana. Jest to aspekt, póki co, najczęściej w sądach nieobecny2. Mediacja, o czym również należy pamiętać, nie musi być prowadzona bezpośrednio. Na świecie, ale i w Polsce, znany i rozpowszechniony jest sposób prowadzenia mediacji pośredniej - mediator rozmawia ze stronami oddzielnie, nie dochodzi do bezpośredniego spotkania między ofiarą a pokrzywdzonym.
Wydaje się, że warto poznać mechanizm działania instytucji mediacji. I nawet jeśli z niej nie skorzystamy, to będzie to wynikało z naszej świadomej decyzji, a nie na skutek niewiedzy.
M.P.

Przypisy:
Morris, A; Gelsthorpe, L. (2000) Re-visioning Men's Violence against Female Partners. The Howard Journal of Criminal Justice, 39/4:412-428.
Morris, A. (2002) Critiquing the Critics: A Brief Response to Critics of Restorative Justice. Criminology, 42/3:596-615.; Hudson, B.(2002) Restorative Justice and Gendered Violence: Diversion or Effective Justice. Criminology, 42/3:616-634.






logo-z-napisem-białe