Portal psychologiczny: Instytut Psychologii Zdrowia
Czytelnia

Terapeuta oparty w sobie

 

Karol Furmanik

 

Wykonując zawód psychoterapeuty zdumiewam się raz po raz, jak bardzo od niepowiązanych z samą terapią czynników, zależy jakość mojej pracy. W tym osobistym artykule podejmę się tematu opisania tych czynników z perspektywy mojego dotychczasowego doświadczenia w prowadzeniu psychoterapii. Chciałbym, aby moje refleksje były użyteczne dla psychoterapeutów różnych modalności, choć wiem, że może to być niemożliwe. Nie będę również sztucznie dystansował się od najbliższej mi perspektywy – egzystencjalno-fenomenologicznej terapii Gestalt.

Z czasem przekonuję się, że nasz zawód jest bardzo wrażliwy na szereg wewnętrznych i zewnętrznych okoliczności, które skądinąd są w życiu nieuniknione. Wiatr zmian wciąż płynie, a nasze żagle zrobione są z misternej tkaniny. Jak nie pozwolić, by się uszkodziła? Graniczne doświadczenia życiowe - narodziny dzieci, trudy ich wychowania, kłótnie w związku, śmierć bliskiej osoby, nieprzewidziane zmiany, choroby – uderzają w pracę terapeutyczną mocniej, niż być może w każdą inną i rzucają profesjonalizmowi terapeuty najwyższe wyzwanie. Sporządziłem więc swoją listę, „mapę” najważniejszych według mnie obszarów, w których rozwój będzie podporą profesjonalnej i jednocześnie satysfakcjonującej pracy terapeutycznej.

Psychoterapeuta odpowiedzialny jest m.in. za pełną dostępność dla klienta podczas sesji. Oznacza to, że jego uwaga powinna być możliwie niezmącona innymi sprawami a on sam gotów do żywej interakcji. Tym samym zawód psychoterapeuty okazuje się jednym z tych, które nakładają najwyższe oczekiwania, co do kondycji profesjonalisty. Kondycja psychiczna terapeuty jest tak ważna, jak warunki fizyczne zawodowego pilota.

Sądzę, że z tego artykułu skorzystają głównie młodzi stażem terapeuci. Będzie mnie cieszyć, jeśli ci bardziej doświadczeni także znajdą w nim coś dla siebie.

 

Stabilność życiowa

 

Gdy życie, będące nieustającym procesem, przynosi zmiany i wyzwania, terapeuta potrzebuje mocnego oparcia w sobie i we własnej sytuacji życiowej. Stabilność to nie stagnacja ani rutyna i pracuje się nad nią latami. Stabilność to takie osadzenie i ugruntowanie we własnym życiu, że człowiek czuje się w nim gospodarzem, a najlepiej gospodarzem – artystą. W trudniejszej sytuacji są początkujący terapeuci, którzy dopiero na tę stabilizację zaczynają pracować. Jednak to naprawdę ważne, by kwestie wyboru mieszkania, życiowego partnera czy inne fundamentalne życiowe decyzje, mogły zejść na plan dalszy, do tła. Nie ulegam złudzeniu, że kluczowe decyzje terapeuta może mieć raz na zawsze za sobą; gorzej, jeśli ma je wciąż tylko przed sobą.

Stałość ma więc wymiar materialny, emocjonalny oraz jeszcze jeden, który nazwałbym filozoficznym. W psychologii zdrowia znane jest pojęcie koherencji. Oznacza ono w skrócie, że napływające zdarzenia potrafimy odbierać jako zrozumiałe, wytłumaczalne, jesteśmy w stanie radzić sobie z nimi, a nasze wysiłki w tym kierunku wydają się nam sensowne. Sprowadziłbym to do jeszcze krótszego określenia: zadomowienia w świecie, akceptacji go takim, jaki jest. Przypuszczam, że upływ czasu i wiek sprzyjają rozwijaniu tego poczucia.

Podobno, gdy C. G. Jung założył ośrodek szkoleniowy w Zurychu, nie przyjmował na szkolenie nikogo, kto nie odniósł już wcześniej jakiegoś sukcesu we wcześniejszym życiu zawodowym. W praktyce oznaczało to wiek około 35 lat. Dziś do szkolenia w psychoterapii przyjmowane są osoby świeżo opuszczające uczelnie. Nie potrafię określić, czy to dobrze, czy źle. Jednak obecnie ludzie między dwudziestym a trzydziestym rokiem życia przechodzą zazwyczaj szereg ważnych, osobistych zmian, które mogą wpływać na pracę psychoterapeutyczną zarówno inspirująco, jak i zaburzająco. Wydaje mi się też, że klienci nawet, jeśli nie pytają o to wprost, badają i odczuwają, jak stabilny jest terapeuta w swoim życiu.

Życiowa stabilność psychoterapeuty chroni samego terapeutę i jego klientów. Czyni go bardziej odpornym na wzburzenia emocjonalne związane z brakiem tej stabilności po stronie klienta. Pomaga skuteczniej wzbudzać nadzieję, kiedy jego klient znajduje się na życiowym zakręcie. I nie musi być przywilejem terapeutów po czterdziestce.

 

Organizacja miejsca i warunków pracy

 

Na ten punkt składają się według mnie fizyczne warunki miejsca pracy, aspekty finansowe oraz ewentualne relacje z przełożonymi i współpracownikami.

Ponieważ mam doświadczenie w pracy psychoterapeutycznej w bardzo różnorodnych miejscach, mam możliwość porównać je i sformułować własne warunki sine qua non pomyślnego i komfortowego dla terapeuty prowadzenia procesów psychoterapii.

Przekonałem się, że poczucie komfortu w miejscu pracy przekłada się na moją dostępność dla klienta a ta bezpośrednio na jego możliwość korzystania z psychoterapii. Cechy estetyczne pokoju czy gabinetu, w którym odbywają się sesje, są sprawą bardzo indywidualną, jednak dyskrecja i wykluczenie przypadkowego wejścia osób trzecich podczas sesji są sprawą niepodlegającą żadnej dyskusji. Tymczasem placówki państwowe nie dają tego komfortu i nierzadko zdarza się, że właśnie podczas trwania rozmowy ktoś ma do przekazania pracującemu terapeucie nie cierpiącą zwłoki wiadomość.

Co do relacji ze współpracownikami, to ich niewątpliwą, główną zaletą jest możliwość bieżącego wsparcia ze strony zespołu. Problemem jest jednak sytuacja, jeśli koncepcja pracy samego terapeuty i przełożonych w jakimś stopniu się wykluczają. Pomijając merytoryczne zastrzeżenia wobec pracującego terapeuty, klimat nacisku wobec psychoterapeuty - pracownika ma destrukcyjny wpływ na jego pracę. Uważam, że wykonywanie zawodu psychoterapeuty wymaga całkowitej niezależności emocjonalnej i instytucjonalnej, a szczegóły pracy terapeuty mogą i powinny być omawiane jedynie z superwizorem.

Aspekty finansowe pracy psychoterapeuty to bardzo złożona i wielowymiarowa kwestia. Wśród wielu psychoterapeutów, nie wykluczając klasyków psychoterapii, spotkać można pogląd, że praca terapeutyczna to coś więcej, niż usługi, rzemiosło, profesja. Jedni dostrzegają w niej elementy służby bliźniemu, inni sztuki i życiowej pasji. Nie spierając się o proporcje, wszyscy wiemy, że psychoterapeuta swoją pracą zarabia na życie. Terapeuta jest odpowiedzialny za uzgodnienie z samym sobą, jak czuje się z określonymi warunkami finansowymi i jak mogą one wpływać na jego pracę. Warto jest pamiętać, że niesatysfakcjonujące wynagrodzenie może wpływać na to, że psychoterapeuta będzie poszukiwał pozafinansowych form gratyfikacji (np. rozbudowane ego „wybawcy”, oczekiwanie wdzięczności, mniejsze zaangażowanie w pracę z klientem). Jeśli strona finansowa nie podlega w danym czasie negocjacji, dobrze jest mieć możliwie jak najpełniejszą świadomość, jak ta sytuacja może przejawiać się w relacji z klientem.

A ponieważ zawód psychoterapeuty dla wielu praktyków zawiera w sobie także element pasji, nie dziwią wypowiedzi autorów takich, jak Yalom czy McWilliams, że gdyby mogli sobie na to pozwolić, pracowaliby także za darmo.

Głębokie relacje z ludźmi

 

Samotność, wbrew pozorom, jest ryzykiem zawodowym psychoterapeuty. Terapeuta słyszy i reaguje każdego dnia, przez wiele godzin na ludzkie zwierzenia, dramaty, odkrycia i radości. Często uczestniczy w osobistej, intymnej i wrażliwej relacji z drugim człowiekiem. Relacja terapeutyczna jest jednak z góry skazana na asymetrię; psychoterapeuta nie może powierzać klientowi swoich osobistych problemów.

To prawda, że w dobrej relacji terapeutycznej pojawia się niekiedy taka wymiana, takie doświadczenie, że po zakończonej sesji zarówno klient jak i terapeuta czują, że mają czegoś więcej (energii, radości, entuzjazmu, miłości), niż przed rozpoczęciem sesji. Ale to jest spontaniczny, nie zaprogramowany wynik dodatkowy. Psychoterapeuta nie może przychodzić do gabinetu po to, aby to dostać; takie doświadczenie może się jednak w wyniku współdziałania czasem zdarzyć.

Terapeuta, który po wyjściu z pracy ze zrozumiałych powodów odczuwa niechęć do powierzchownych kontaktów i frazesowej wymiany uprzejmości, powinien być jednak uważny, by nie osunąć się niepostrzeżenie w samotność. Spotkania terapeutyczne w kolejnym dniu nie mogą być antidotum na tę samotność.

Nie mając wspierających relacji z ludźmi w życiu prywatnym, narażamy naszych klientów na subtelne formy wykorzystania. Wykorzystanie, wg założeń psychoterapii humanistycznej ma miejsce wtedy, kiedy klient nie jest celem samym w sobie, lecz środkiem do celu, choćby tak szczytnym, jak społeczne przystosowanie. A cóż dopiero, jeśli terapeuta czuje się szlachetnym wybawcą i oczekuje wdzięczności, uznania?

Jako psychoterapeuci mamy podobne potrzeby emocjonalne, co nasi klienci. Choć dobrze wiemy, że każdy z nas inny, jesteśmy ulepieni z tej samej gliny: chcemy być lubiani, czasem podziwiani, potrzebujemy niekiedy współczucia, innym razem żartu i zabawy a nade wszystko miłości. Potrzebujemy relacji, które są w równym stopniu dla nas samych, co dla kogoś.

Pomagamy naszym klientom usuwać przeszkody do tworzenia prawdziwych, głębokich relacji. Czy jednak sami mamy grono przyjaciół? Uczymy, jak być blisko drugiej osoby pośród bolesnych emocji, łez, dramatów i sukcesów. Czy potrafimy sami się zwierzać, dzielić bólem, upokorzeniem, szczęściem? Przekonujemy, że trzeba nie tylko dawać, ale i brać, sięgać po to, czego potrzebujemy. Czy potrafimy jednak prosić o pomoc, odsłaniając własną bezradność?

Jest także dobra postać samotności w życiu psychoterapeuty, którą Maslow wymienia jako jedną z charakterystycznych cech osób samorealizujących się. To upodobanie do chwil odosobnienia, w których następuje wzmożone wspomaganie i odnawianie siebie. Od wcześniejszej izolacji i poczucia osamotnienia odróżnia ją brak lęku, obronności oraz to, że uprzedni kontakt przyniósł wypełnienie międzyludzkich, uczuciowych potrzeb. Człowiek czuje się dobrze ze sobą, będąc jakiś czas osobno.

 

Wsparcie koleżanek i kolegów po fachu

 

Nie jeden raz sprawy przedstawiają się tak: właśnie skończyłem trudną sesję, po której jestem zdezorientowany, niespokojny i niepewny dalszej strategii pracy. Do superwizji pozostają jeszcze 2 tygodnie. Potrzebuję wsparcia, konsultacji. Na szczęście wśród koleżanek i kolegów - terapeutów są także przyjaciele. Proszę o krótką rozmowę. Opisuję sytuację i słyszę, jak słyszy mnie kolega. Nie potrzebuję iluminacji ani przekrojowego wglądu. Słyszę to, jak zostałem usłyszany, zrozumiany. Co wzbudziło jego spokój, co niezgodę, niepokój. Czasem otrzymam prostą radę. A często po prostu usłyszę wyraźniej siebie. Uważam za wielki dar losu to, że wśród przyjaciół mam osoby wykonujące ten sam zawód. Informacje, jakie dzięki temu dostaję, cechuje duża szczerość. Czasem trudna do przyjęcia, a czasem wzruszająca i budująca na długo. Interwizja koleżeńska to często niedoceniana możliwość skorzystania ze wsparcia, które łączy zarówno profesjonalizm jak i serdeczność koleżeńskich relacji.

Nie wszyscy psychoterapeuci są jednak takimi kolegami po fachu, z którymi łączy nas zażyłość. Z niektórymi możemy się nawet nie zgadzać, co to sposobu pracy wynikającego z podejścia teoretycznego lub osobowości. Uważam, że dobre traktowanie innych osób z naszego kręgu zawodowego jest wartością samą w sobie i wcześniej czy później przyniesie korzyść praktykującemu terapeucie. Może się to kojarzyć z prawem karmy, wierzę jednak, że szanowanie innych w ostatecznym rozrachunku spotka się z poszanowaniem nas samych. Najlepsze zatem założenie to takie, że inni są kompetentni i kierują się dobrymi intencjami.

 

Superwizja

Choć wyda się to truizmem, jestem całkowicie przekonany, że niemożliwe jest prowadzenie skutecznej psychoterapii bez superwizji. Psychoterapii nie tylko skutecznej, ale i minimalizującej ryzyko rozgoryczenia i wypalenia zawodowego po stronie psychoterapeuty, nie wspominając już o interesie samego klienta. Przypuszczam też, że dotyczy to także bardzo doświadczonych terapeutów. Dobrą superwizję porównałbym do dobrej terapii: wsparcie przeplata się z frustracją, zrozumienie i troska z konfrontacją. Na nic zda się superwizor, który tylko nazywa błędy superwizanta, choćby najtrafniej. Niewiele lepszą sytuacją jest klimat bezbrzeżnej akceptacji dla każdego z działań terapeuty.

Z mojego doświadczenia wynika, że dobrym rozwiązaniem jest korzystanie zarówno z superwizji grupowej jak i indywidualnej. Ta pierwsza jest tym bardziej owocna, im większe bezpieczeństwo wspólnymi siłami zbudowaliśmy w grupie superwizyjnej. To właśnie niezawodnemu wsparciu członków grupy zawdzięczam konstruktywne przejście przez wiele trudnych etapów w prowadzonej psychoterapii. Ponadto grupa daje możliwość twórczego zaaranżowania wartościowych sytuacji eksperymentalnych, będących odzwierciedleniem sytuacji z sesji terapeutycznych i jednocześnie głębokiego wglądu. Jeśli superwizja grupowa ma charakter wiodący i wszechstronny, na superwizji indywidualnej można zająć się regularnym badaniem jednego lub dwóch procesów terapeutycznych lub też korzystać z niej jako z doraźnego wsparcia superwizyjnego.

Niekiedy superwizja oparta na doświadczaniu jest również okazją do zbadania potrzeby skorzystania z własnej terapii. Jako terapeuci korzystaliśmy z obowiązkowej psychoterapii, zwanej szkoleniową i niepotrzebnie traktujemy ją jako jednorazowe doświadczenie. Różne okoliczności życia mogą być dobrą okazją do ponownego zagłębienia się w siebie, choćby w formie krótkoterminowej.

Równowaga między pracą i odpoczynkiem

Ryzyka, jakie niesie ze sobą w tym zawodzie przepracowanie, nie trzeba chyba opisywać. My, terapeuci, angażujemy się emocjonalnie w naszą pracę i każdą sesję terapeutyczną, ponieważ wierzymy, że tylko w pełni obecny psychoterapeuta może być jednocześnie profesjonalny i pomocny. Nawet pracując umiejętnie na zasobach energii klienta, mamy prawo doświadczać zmęczenia. Nie potrafię sobie wyobrazić korzyści emocjonalnych klienta, którego terapeuta przyjmuje tygodniowo czterdzieści osób. Jestem pewien, że każdy psychoterapeuta powinien znać swoje granice w tej sprawie i potrafić określić swoją maksymalną liczbę klientów, jaką może tygodniowo przyjmować. Ta liczba może się nieco zmieniać w różnych momentach czy etapach życia i jest jednym ze strażników nienadużywania przez terapeutę samego siebie. Ulegnięcie motywacjom finansowym wcześniej czy później obróci się przeciw terapeucie i jego klientom. Z mojego doświadczenia wynika, że doraźną formą odpoczynku są odpowiednie przerwy między sesjami, w których mogę ze spokojem zaparzyć sobie kawę czy przejrzeć notatki. Wyłączyć się zupełnie z poprzedniej sesji i zrobić przestrzeń dla kolejnej.

Harmonia między pracą i odpoczynkiem ma różne wymiary w zależności od skali. Na płaszczyźnie roku są okresy pracy i okresy wakacji, świąt. Na płaszczyźnie dnia są godziny pracy oraz czas wolny. W skali godzin pracy są sesje terapeutyczne i czas między nimi. I, co wydaje mi się niemniej ważne, także w skali sesji kontakt nie jest cały czas tak samo intensywny. Należy to do naturalnej dynamiki spotkania, że kontakt i wycofanie wielokrotnie następują po sobie. Jeśli terapeuta doświadczy, że potrzebuje wziąć głębszy oddech, odwrócić na chwilę wzrok, poczekać z interwencją lub nie przyspieszać interakcji, to może to być sygnał, że potrzebuje takiego mikro odpoczynku, odnowienia siebie.

Czas, w którym do psychoterapeuty zgłasza się mniej klientów, choć frustrujący ekonomicznie, może być dobrym czasem. Nie musi być jedynie wynikiem niefortunnego zbiegu okoliczności, ale może jakoś wpisywać się w naszą gotowość do pracy. Możemy wykorzystać go do mentalnego remanentu naszej praktyki terapeutycznej czy poświęcić więcej czasu na bycie z bliskimi. Tak samo niezbędne i odżywcze jest rozwijanie swojej pozazawodowej pasji.

 

Dobra lektura

Z biegiem czasu przekonuję się, że więcej się uczę, kierując się w wyborze lektur bardziej zasadą ciekawości i przyjemności, niż zasadą powinności („jako psychoterapeuta obowiązkowo powinienem znać tę a tę pozycję”). Paradoksalnie, trafiam także do lektur „obowiązkowych”, jeśli te wybrane wcześniej z ciekawości, prowadzą do tych drugich obiecując, że znajdę tam więcej na interesujący mnie temat. Bardziej boleję jednak nad tym, że życie jest zawsze zbyt krótkie, bym przeczytał wszystko, co chciałbym przeczytać.

W czytaniu staram się kierować metaforą spożywania posiłku: smakować, „rozdrabniać”, aby zasymilować to, co dobre i odrzucić to, co „niestrawne”. Szkolenie akademickie ciąży wchłanianiem większych całości bez pełnej asymilacji, co w praktyce psychoterapeuty mogłoby się objawiać sztywnością, niezrozumiałym językiem i zahamowaniem rozwoju własnego stylu.

Z moich obserwacji wynika, że lata po szkoleniu psychoterapeutycznym terapeuci czytają mniej, niż w trakcie szkolenia. Poniekąd to zrozumiałe, jednak można bardzo wiele stracić, nie czytając w ogóle. Nie chodzi nawet o bycie wciąż na bieżąco z najnowszymi doniesieniami z dziedziny psychoterapii, choć i to jest ważne (np. napływające wyniki badań nad psychoterapią pokazują nieubłaganie, że osoba terapeuty ma większe znaczenie dla efektów terapii niż modalność, co uczy pokory). Lektura jest przede wszystkim możliwością dalszych inspiracji, naturalnym pobudzaniem rozwoju, a nade wszystko okazją do zrewidowania „swoich słusznych poglądów” na psychoterapię.

Pobudzanie ciekawości i otwartość na doświadczenie

Ciekawość to dziś zapomniana emocja. Coraz więcej zjawisk ma swoje wyjaśnienie, kolejne są odzierane z aury tajemniczości i podawane do wiadomości publicznej. Niezależnie od postępu nauk medycznych, neuronauki, biologii - w pracy psychoterapeuty wiedza i niewiedza nieustannie się przeplatają w dobrym tego sformułowania znaczeniu. Ciekawość jest przeciwieństwem wiedzy, pewności siebie rozumianej jako diagnoza, sztywna hipoteza, zaprogramowana strategia. Ciekawość współgra z fenomenologiczną zasadą brania w nawias własnych założeń i uprzedzeń (epoche) i doświadczania drugiej osoby tak, jakby miało się do czynienia z nowo poznawanym, pięknym krajobrazem. Ta zniesławiona „pierwszym stopniem do piekła” emocja jest najlepszym orężem w walce z rutyną i źródłem świeżości w naszej pracy. Rozwijanie zmysłu nowości, zadziwienia tym, co jest, może sprawić, że:

 

Dla takiego człowieka każdy zachód słońca może być tak samo piękny, jak pierwszy, każdy kwiat może mieć urok zapierający dech w piersi, nawet jeśli widział już milion kwiatów. Tysięczne dziecko, które ogląda, jest tak samo cudowne, jak pierwsze. Nie zmienia przekonania o swym szczęściu w małżeństwie w trzydzieści lat po ślubie, a uroda sześćdziesięcioletniej żony zdumiewa go tak samo jak czterdzieści lat wcześniej. Dla takich ludzi nawet doraźna codzienność, chwilowe sprawy życiowe mogą być pasjonujące, podniecające i zachwycające (A. Maslow).

Otwartość na nowe doświadczenia nie musi oznaczać rocznej podróży dookoła świata ani dostarczania sobie coraz nowszych bodźców. Nowe doświadczenia są bowiem tu, są dostępne cały czas. Jestem pewien, że psychoterapeuta potrzebuje w sobie niezatartej postawy ciekawego, doświadczającego, w dobrym sensie naiwnego dziecka, bo tylko wtedy dotrze do sedna rzeczy. Nasza praca wymaga powściągliwości w nadawaniu znaczeń zwłaszcza, jeśli pracujemy z jednorodną diagnostycznie grupą klientów.

Zakończenie

Zawód psychoterapeuty należy do tych uprzywilejowanych, w których mamy możliwość być szczególnie blisko rytmu życia. Otwarty, gotowy do nieustannego uczenia się terapeuta korzysta podwójnie: nie tylko zarabia na swoje utrzymanie, lecz także rozwija się wraz z klientami i nieustannie zgłębia tajniki natury ludzkiej. Uważność na samego siebie, dbałość o warunki pracy, równowaga, żywość doświadczeń mogą sprawić, że dzień przejścia na emeryturę nie będzie upragnionym celem, a jedynie symbolicznym punktem, po którym nastąpi nowy etap i nowe doświadczenia w pracy terapeutycznej.

Każdy z nas stoi jednak przed tym wyzwaniem odpowiedzialności, jakim jest troska o samego siebie i koniecznością rozwoju własnych, twórczych sposobów wspomagania siebie. Nasza kreatywność w budowaniu dla samych siebie wsparcia będzie miała niezawodne przełożenie w pomaganiu naszym klientom w znalezieniu przez nich optymalnych sposobów umacniania siebie. Mam nadzieję, że ten artykuł okazał się do tego zachętą.

Autor jest psychologiem, absolwentem Wydziału Psychologii UW oraz psychoterapeutą Gestalt. Prowadzi swoją praktykę psychoterapii Gestalt w Poznaniu. Prywatnie mąż, ojciec i miłośnik gór.

Inspiracje literackie:

1. Dar terapii, Yalom I., (2002/2003), Wyd. IPZ

2. Praktyczny przewodnik psychoterapeuty, Ginger S., (2008/2010), Wyd. Satnorski

3. Psychoterapia psychoanalityczna, Nancy McWilliams, (2011), Wyd. Harmonia Universalis

4. Motywacja i osobowość, Maslow A., (1954/1990), Wyd. Pax

5. Yontef G., Dialog w terapii Gestalt (1983/1988 )w: Rezonans i dialog cz. I, Wyd. PTP

logo-z-napisem-białe