Oczy innych, Agnieszka Czapczyńska
Niebieska Linia, nr 1 / 2002
Rodzice mówią: Dziewczynki są grzeczniejsze; moja córka najbardziej lubi bawić się w dom; Beatka od najwcześniejszych lat uwielbiała się przebierać - i brzmi to bardzo prawdziwie. Jakby na dowód, że kobiety rodzą się spolegliwe, stworzone do domowego życia i opętane obsesją swojego wyglądu. A gdyby tak wychowywać dziewczynkę w podobny sposób jak chłopca? Dać jej tyle samo przestrzeni, prawa do własnej indywidualności, możliwości nieskrępowanego niczym ruchu, przyzwolenia na wyrażanie złości i siłowe rozwiązywanie konfliktów czy sposobności do dominowania nad innymi bez poczucia winy. Kim by się stała? Wyśmiewanym przez wszystkich babochłopem czy posłanką do parlamentu? Ale na pewno różniłaby się od "przeciętnej", wychowywanej w zgodzie z kanonem naszej kultury. A jaki jest ów kanon? Jak uczy się dziewczynki ich życiowych ról? Zasad nie trzeba spisywać, bo mamy je we krwi.
Dla kobiet źródłem poczucia własnej wartości jest to, na ile czują się akceptowane przez otoczenie. Dla mężczyzn - ich realne osiągnięcia w świecie zewnętrznym. Dziewczynki uczą się oglądać świat oczami innych i w zależności od tego spojrzenia oceniają same siebie. U chłopców wysoko wartościowana jest kompetencja, niezależność punktu widzenia i bycie wolnym od ocen otoczenia.
Scenariusze dla kobiet
W bajce o królewnie i królewiczu ona jest piękna i czeka na wybawienie, a on po dramatycznych walkach zdobywa jej rękę. Gdy ona przebywa w wieży, on uczy się kontaktu z własną siłą, sprytem i wytrzymałością. Być może w wieży księżniczka zajmuje się życiem duchowym i badaniem praw natury, ale bajka o tym milczy. Bo nie ma to większego znaczenia.
W życiu jest podobnie. Najważniejszą cechą dziewczynki jest jej uroda, kokieteryjność i cierpliwość. Za to dostaje pochwały od całego świata mamy, taty, nauczycielek, kolegów, mężczyzn. Jeśli chce być kochana, musi nauczyć się dbać o te aspekty samej siebie, które gwarantują powodzenie. Socjalizacja dziewczynek polega na uczeniu ich empatii, umiejętności wchodzenia w związki z innymi i podtrzymywania tych więzi. Tożsamość dziewczynek opiera się na opiniach otoczenia, a one są jak ruchome piaski. Dla jednych jesteś mądra i dobra, dla innych niedojrzała i egoistyczna. Nic więc dziwnego, że kobieca tożsamość bywa krucha, podatna na depresje, lęki i fobie. Odchodzi kochany mężczyzna i ziemia usuwa się spod nóg. Bo zabiera ze sobą nie tylko miłość, ale bezpośredni dowód, że jestem coś warta. Że znalazł się ktoś, kto wybierając mnie, dowiódł sensu mojego istnienia. Źródło kobiecej wartości leży poza nią. Jedyne co kobieta może zrobić, to starać się sprostać oczekiwaniom. Sama nie wie, kim jest i czego pragnie. To nigdy się nie liczyło, więc trudno usłyszeć głos z wewnątrz. Wiadomo za to, czego oczekują inni. Jak wcielić się w rolę dobrej córki, atrakcyjnej młodej kobiety, mądrej żony i matki, ambitnej kobiety pracującej?
Scenariusze dla kobiet są z jednej strony dość jasno określone, a z drugiej wewnętrznie sprzeczne. To kolejne źródło kłopotów z tożsamością. Jak mam połączyć bycie godną rodzicielskiej miłości córką z byciem akceptowaną przez rówieśników młodą kobietą? Rodzina oczekuje uległości, skromności i wstrzemięźliwości. Rówieśnicy chcą natomiast dziewczyn swobodnych seksualnie, nie stroniących od alkoholu i niezależnych. Kim więc mam być? Czyją miłość wybrać? A może będę raz taka, raz taka?
W kulturowym scenariuszu małżeństwa kobieta jest tą, na której spoczywa odpowiedzialność za dobre relacje z mężczyzną, porządek w domu, opiekę nad dziećmi. Jeśli potraktować te obowiązki na serio, zabierają kilkanaście godzin dziennie. Ale świat oczekuje jednocześnie kobiety aktywnej zawodowo. Tylko jak pogodzić te dwie role? Tu - łagodna, opiekuńcza, poświęcająca się. Tam - agresywna, twardo obstająca przy swoim. Schizofrenia. Sprzeczność kobiecych scenariuszy rodzi nieustanny stan frustracji. Kiedy źródłem decyzji nie jest własny, wewnętrzny głos, a drogowskazy ustawione przez innych, nie można rozwikłać tych sprzeczności bez ranienia siebie.
Scenariusze dla mężczyzn
Tożsamość mężczyzn opiera się na rzeczywistych kompetencjach i płynących z tego przekonaniach na swój temat. Wiedzą to już pięcioletni chłopcy. Poczucia kompetencji dostarczają zdobywane przez dziecko umiejętności. Na początku jest "sprawiedliwie" - zarówno chłopcy, jak i dziewczynki uczą się pierwszych kroków, pierwszych słów, posługiwania łyżeczką, robienia siusiu do nocnika. Potem uwaga dorosłych zaczyna się polaryzować. Chłopcy otrzymują komplementy za dobrze rozegrany mecz, jazdę na rowerze, szybko przepłynięty basen, zwycięstwo w podwórkowej waśni. Dziewczynki, które prawdopodobnie mogłyby pochwalić się tym samym, są nagradzane za to, że "ślicznie wyglądają w tej sukience", spokojnie bawią się z koleżankami, zgrabnie tańczą i umieją się wszystkim spodobać. Poczucie wartości oparte na tym, co potrafię zrobić, jest jednak dużo stabilniejsze i wytrzymalsze na razy zadawane przez los niż to zbudowane na własnym wyglądzie. Socjalizacja chłopców wspiera ich aktywność, indywidualizm, odcięcie od uczuć, które mogłyby przeszkadzać w "zdobywaniu" świata.
Biologia...
Na temat źródeł "relacyjności" toczą się zaciekłe spory zwolenników determinizmu biologicznego płci i zwolenników wpływu kultury. Pierwsi uważają, że mózg posiada swoją płeć - żeńską lub męską. Już rodząc się jako dziewczynki bądź chłopcy jesteśmy wyposażeni w inny potencjał zachowań.
Niemowlęta płci żeńskiej mają, zdaniem badaczy, większą łatwość koncentrowania się na innych. Od pierwszych godzin życia okazują wyraźniejsze zainteresowanie porozumiewaniem się. Dziewczynki w wieku przedszkolnym bardziej niż chłopcy lubią mówić i słuchać, w swoich zabawach zagarniają dla siebie dużo mniej przestrzeni niż koledzy, żywo witają nowe dzieci w grupie, pamiętają imiona swoich rówieśników.
Chłopcy już od pieluszek bywają mniej komunikatywni. Kiedy zaczynają chodzić, są ekspansywni i bardziej oddalają się od matki, ich mowa rozwija się później, są bardziej zainteresowani zabawami wymagającymi aktywności oraz konstruowaniem. Odnoszą się obojętnie do nowych dzieci, a pamiętają jedynie imiona swoich przyjaciół.
... czy kultura?
Wszystko pasuje jak ulał do stereotypu kobiety i mężczyzny w naszej kulturze. Jak jednak tłumaczyć wyjątki - agresywne, nastawione na aktywność dziewczynki oraz łagodnych chłopców? Można uznać, że są to "ofiary" błędów w rozwoju prenatalnym. Ale co w takim razie zrobić z opisami kultur innych niż nasze, w których kobiety bywały władczyniami, wojowniczkami czy kapłankami, sprawującymi z powodzeniem funkcje uważane przez nas za typowo męskie?
Niezależnie od swoich predyspozycji biologicznych każdy człowiek w naszym kręgu kulturowym przechodzi bardzo rygorystyczny trening tradycyjnej męskości lub kobiecości. Pewne przyniesione na świat cechy zostają wzmocnione, inne zaś pozostają nie rozwinięte. W życiu dziewczynek, nawet jeśli urodziły się z cechami przywódczyń, artystek czy myślicielek, zwykle naczelne miejsce zajmują relacje między ludźmi. W rozwoju męskości ważna jest natomiast indywidualność, siła, umiejętność sięgania po władzę. Odbywa się to kosztem umniejszenia takich cech, jak wrażliwość, emocjonalność czy odpowiedzialność za związki z innymi.
Nastawienie na "relacyjność"
Taka postawa nie jest niczym złym, gdyby nie jej konsekwencje. Do najbardziej dramatycznych należy pozostawanie przez kobiety w niszczących dla nich związkach. Na dziesięć kobiet żyjących z alkoholikami od męża odchodzi jedna (w przypadku mężczyzn pozostających w związkach z uzależnionymi kobietami proporcje są odwrotne). Co je zatrzymuje? Irracjonalna wiara w to, że w ich mocy jest uzdrowić alkoholika? Może poczucie obowiązku? A może strach, że bez mężczyzny, nawet tak destrukcyjnego, będzie im w życiu jeszcze trudniej? To nie są wybory pojedynczych "masochistycznych" kobiet. To wybory nas wszystkich, a przynajmniej zasadniczej większości.
Najważniejsze - bądź piękna
Dziewczynki uczą się odcięcia emocjonalnego od swojego ciała, które nie jest traktowane jako źródło konkretnych bodźców (przyjemności czy dyskomfortu), ale rodzaj przepustki do świata "tych, które są kochane". Chłopcy - przeciwnie - mają prawo odbierać komunikaty płynące z ciała i kierować się nimi.
Niezadowolenie, jakie odczuwamy z powodu wyglądu, dotyczy wszystkich kobiet i jest problemem, który sięga swoimi korzeniami wczesnego dzieciństwa. Uczą tego rodzice mówiąc: Nie jedz ziemniaków, bo będziesz gruba, dzieci na podwórku wołające: słonica!, filmy dla maluchów, których bohaterki przypominają lalkę Barbie.
Niechęć wobec swojego ciała, o ile nie wpisuje się ono w sztywne i wąskie ramy kulturowego wzorca piękna, dotyczy dzieci obydwu płci, jednak najbardziej drastycznie przeżywają to dziewczynki. I jest to tendencja, która pogłębia się wraz z wiekiem. Badania przeprowadzone w USA pokazują, że 81% 10-letnich dziewczynek zdążyło przeprowadzić przynajmniej raz w życiu dietę odchudzającą. W Szwecji 25% 7-letnich dziewczynek próbowało zrzucić wagę. Co więcej, miały one wyraźnie zaburzony obraz swojego ciała - oceniały się jako tęższe, niż były w rzeczywistości. Badania z Japonii pokazują, że 41% dziewczynek uczęszczających do szkół podstawowych (niektóre były w wieku 6 lat) uważa się za zbyt grube. Dotyczy to także dzieci, których waga mieści się w całkowitych normach.
W okowach kobiecej cielesności
Ciało dziewczynki pełni w jej życiu inne funkcje niż w życiu chłopca. Dla kobiet jest ono źródłem miłości innych i akceptacji ze strony otoczenia. Dla mężczyzn - źródłem zadowolenia, poczucia własnej siły i witalności. Kobiece ciało musi spełniać wymogi aktualnych mód oraz poddać się wizerunkowi swojej płci. Kobieta nie powinna więc mieć naturalnego apetytu (bo stanie się za gruba albo za chuda) czy iść za głosem pożądania (bo zostanie uznana za źle prowadzącą się). Wartość mężczyzny w dużo mniejszym stopniu zależy od urody; za męski atut uważana jest ciekawość i aktywność seksualna.
Sygnały płynące z ciała traktowane są przez obydwie płcie w inny sposób. To, co dla mężczyzn jest prostym źródłem satysfakcji, dla kobiet staje się polem walki z samą sobą. Z jednej strony chciałaby pokochać swoje ciało takim, jakie ono jest i kierować się jego potrzebami, ale z drugiej grozi to utratą akceptacji świata. Efektem tego dylematu jest odcięcie się od kontaktu z własną fizycznością. Ciało staje się dla kobiety instrumentem manipulowania otoczeniem. Ceną płaconą za to jest oziębłość albo zaburzenia jedzenia.
Każdy człowiek idzie w życiu własną ścieżką i często nie widzi szerszego kontekstu swych odczuć czy zachowań. Wiele problemów, traktowanych zarówno przez kobiety, jak i mężczyzn jako ich osobiste tragedie, ma duży związek ze światem, w którym żyjemy. A to, co uważamy za własną słabość, bywa często odbiciem słabości naszej kultury i tradycyjnych podziałów, jakie ona wprowadza. I które od pokoleń rodzą wiele nierozwiązywalnych dylematów i cierpienia.
A.C.