W paradoksalnej sytuacji - wezwanie do żony alkoholika lub narkomana
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 4
Dopóki sama nie znajdziesz się w takiej sytuacji, trudno sobie wyobrazić uwikłanie emocjonalne, jakie życie stwarza osobie, która jest w związku małżeńskim - albo w innym bliskim związku - z alkoholikiem lub narkomanem. Jej życie jest wypełnione poczuciem winy, gniewem, samotnością, lękiem, wstrętem, strachem i przygnębieniem. Jej bezskuteczne wysiłki, żeby dojść do ładu z piciem czy braniem partnera, mogły nawet doprowadzić do jej własnej choroby fizycznej lub emocjonalnej - między innymi dlatego uzależnienie jest niekiedy nazywane chorobą całej rodziny.
Zapytaj kogokolwiek, kto jest związany z pijącym alkoholikiem albo aktywnym narkomanem, i każdy z nich powie ci, że zrobił absolutnie wszystko, żeby partner się zmienił. Nie wierz im - albo kłamią, albo są zdezorientowani. Trudna prawda jest bowiem taka: ani mąż, ani żona (ani osoba zaprzyjaźniona, ani najbliższa) nie może spowodować żeby narkoman lub alkoholik się zmienił. Nikt nie jest w stanie kontrolować zachowania, które jest poza kontrolą. Jedyne, co możesz zmienić, to siebie samą i im prędzej to zrozumiesz, tym prędzej odkryjesz, jak możesz naprawdę pomóc swojemu partnerowi.
"Dlaczego to ja mam się zmienić? - może narzekać rozgniewana i sfrustrowana żona. - To jego problem". Niestety, może ona tego nie zauważa, ale to jest również jej problem. Obwiniając partnera o powodowanie własnych mieszanych uczuć i odmawiając zajmowania się własnym zachowaniem, bliscy osób uzależnionych od środków chemicznych mogą popaść - jak nazywają to profesjonaliści - we współuzależnienie.
Osoby współuzależnione to te, które - z powodu niewiedzy lub lęku (a może nawet ich własnego lekkiego uzależnienia) - umożliwiają osobom uzależnionym trwanie w postawie unikania kontaktu z rzeczywistością: z problemem picia albo zażywania. Rzadko kiedy jest to wybór świadomy, ale próbując ochronić siebie, swego partnera czy dzieci przed wstydem, osoba współuzależniona będzie zaprzeczać, osłaniać, usprawiedliwiać, a nawet kłamać w sprawie rozmiarów tego problemu. Niestety, takie usiłowania powodują jeszcze większe problemy, w tym również umożliwiają partnerowi kontynuowanie nałogu - ponieważ ludzie nie sięgają po pomoc w związku z problemami, których nie widzą.
Dlaczego nie udaje się pomóc komuś poradzić sobie z problemem zdrowotnym, potencjalnie zagrażającym jego życiu? Jest wiele odpowiedzi, ale te słowa znamy wszyscy: wstyd, lęk, poczucie winy, nadzieja i miłość. Tak więc osoba współuzależniona zaprzecza wobec rodziny, przyjaciół i każdego innego, kto będzie słuchał (albo żądał wyjaśnień), że picie czy zażywanie ich partnera jest nienormalne - nawet wtedy, gdy on czy ona demonstruje objawy ewidentnego uzależnienia. Ale przecież te objawy ignorowane nie znikają i sytuacja zmienia się ze złej w jeszcze gorszą.
Nawet gdy ktoś taki rozpozna problem, często popełnia błąd, próbując ograniczać spożycie partnera: liczyć wypite kieliszki albo rozwadniać wódkę, chować butelki albo wyrzucać pigułki do sedesu. Jedyne, co się zwykle udaje, to doprowadzić do tego, że picie albo zażywanie narkotyków schodzi do podziemia. Wtedy może się już tylko domyślać, jakie jest aktualne spożycie. A ponieważ uzależnienie chemiczne prowadzi do zażywania coraz większych dawek, zachowanie osoby uzależnionej często staje się coraz trudniejsze do przewidzenia i coraz mniej można na nią liczyć. Skutki? Sieć stresu i przykrości, którą jest omotany partner, zaciska się coraz bardziej. Jeśli potrzebujecie dowodu, spróbujcie żonglować jedna ręką zmiennymi nastrojami i żądaniami dysfunkcyjnego partnera, a drugą jednocześnie opanować książeczkę czekową z debetem, zdezorientowanych przyjaciół i wściekłą rodzinę oraz własny lęk i przygnębienie.
Chyba najgorszym uczuciem jest gryzące poczucie winy: może uzależniony partner nie piłby tyle lub nie zażywał, gdybym była lepszą partnerką, kochanką, lepszą osobą? To oczywiste szaleństwo, ale często żona tak właśnie myśli.
Osoby współuzależnione zwykle nie chcą, żeby ich związek się rozpadł, nawet jeżeli w chwilach złości mogą mówić o rozwodzie albo grozić odejściem. Jako powód pozostawania z pijącym czy biorącym partnerem najczęściej podają ten najprostszy ze wszystkich: miłość. I w imię miłości są gotowe uchwycić się każdego strzępka nadziei, że ich partner się "wyprostuje" i zmieni się w kogoś, kto pije towarzysko albo zażywa weekendowo. A w międzyczasie - czekając na cud, który nigdy nie nadejdzie - wymyślają usprawiedliwienia do przyjęcia dla dzieci, krewnych i przyjaciół, dla szefa i przełożonego. Kiedy zaś uzależniony partner wraca skruszony i żałujący po kolejnym ciągu albo wyskoku osoba współuzależniona przyjmuje jego pełne łez przeprosiny i wierzy z serca płynącym obietnicom. Znowu wierzy.
Jeżeli osoba uzależniona jest chora, to jej partner lub partnerka też jest chora. Niemniej i on, i ona mogą wyzdrowieć. Ale strona współuzależniona może niezwykle przyspieszyć ten proces, jeśli zrozumie, że tylko ona sama może pomóc sobie. Bo wówczas jej problemem przestaje być nawyk picia partnera czy zażywania przez niego kokainy, a zaczyna być jej własny strach, złość, lęk, niechęć.
Najważniejszy paradoks. Zapewne najważniejsze pytanie, jakie zadaje sobie większość osób współuzależnionych, poszukujących pomocy, brzmi: "Czy mój mąż, żona, osoba, którą kocham, przestanie pić albo zażywać narkotyki, jeżeli ja się zmienię?". Odpowiedzieć na to można tylko tak: "To jedna wielka niewiadoma, może tak, a może nie". Nie ma żadnej gwarancji. Fakty są takie, że alkoholicy czy narkomani zwykle nie zmieniają się, dopóki problemy związane z uzależnieniem nie przeważą tego, co jest uważane za przyjemność i korzyść. Trudniej zmienić ten bilans, jeśli ktoś, kogo alkoholik czy narkoman kocha, kryje go, usprawiedliwia i pomaga minimalizować wagę zachowań zwyczajnie destrukcyjnych. A ponieważ uzależnienie od substancji chemicznej jest nieodłącznie związane z zaprzeczaniem, narkomani i alkoholicy zwykle nie zaczynają szukać pomocy, dopóki widzą inne możliwości.
Paradoks polega na tym, że również osoby współuzależnione mają do wyboru dwie drogi: mogą zostać wspólnikami nałogu swojego partnera albo kochać jego lub ją tak bardzo, żeby pozwolić doświadczać konsekwencji nadużywania, odczuć cierpienie, jakie powodują, żeby umożliwić im zapoczątkowanie powrotu do zdrowia.
[na podst. Gayle Rosellini: Partnerzy i paradoks
- na stronie www.doitnow.org/pages/804.html]