Pozytywna moc negatywnego myślenia
Psychologowie zaczęli podważać nurt pozytywnego myślenia, który wytworzył tyle samopomocowych książek i seminariów motywacyjnych w ciągu ostatnich dwóch dekad. Niemal każda technika, która poprzez pozytywne myślenie ma przynieść coś dobrego, może obrócić się przeciwko osobie używającej jej. Np. pozytywna wizualizacja może demotywować ludzi, którzy wyznaczyli sobie jakiś cel poprzez odczucie, że już go osiągnęli. Nawet stawianie sobie celów – standardowa technika motywacyjna wszystkich menedżerów – niesie ryzyko stworzenia krótkowzrocznej kultury biznesowej nazbyt skoncentrowanej na zbyt wąsko przedstawionych dążeniach.
Są zapewne przyczyny tego, że przemysł pozytywnego myślenia jest względnie nowym zjawiskiem. Mądrość, która przestrzega przed patrzeniem na świat przez różowe okulary znana była wieki temu. „Stoicy zalecali premedytację nad złem albo rozmyślne wyobrażenie sobie najgorszego scenariusza. Medytacja buddyjska jest prawdopodobnie skupiona na nauczeniu się powstrzymywania przed pragnieniem myślenia pozytywnego i umożliwienia emocjom i wrażeniom powstanie i przeminięcie niezależnie od ich zawartości”. Zamiast rozmyślnie myśleć negatywnie, dobrze byłoby na nowo ocenić to, co uznajemy za emocje negatywne.
MOC NEGATYWNEGO MYŚLENIA
Oliver Burkeman
W zeszłym miesiącu w San Jose(Kalifornia), 21 ludzi zostało przyjętych do szpitala na leczenie oparzeń po tym, jak w ramach seminarium pt. Wyzwól wewnętrzną energię chodzili boso po gorących węglach. W seminarium wziął udział słynny mówca motywacyjny, Tony Robbins. Jeśli jesteś taki jak ja, złośliwa uwaga nasuwa się sama. Co dokładnie im się wydawało, że nastąpi? Istnieje proste wyjaśnienie zjawiska „chodzenia” po ogniu: węgiel słabo przewodzi ciepło na przylegające powierzchnie.
Jednak pan Robbins i jego pomagierzy nie mieli czasu na studiowanie fizyki. Dla nich to wszystko jest kwestią mentalności, kultywowania w sobie wiary, że sukces jest pewny – i że wszystko jest możliwe. Jeden z przypalonych, lecz niezniechęconych uczestników powiedział gazecie „The San Jose Mercury News”: „Nie osiągnąłem szczytowego stanu”. A co jeśli cała ta pozytywność jest częścią problemu? Co jeśli nazbyt mocno staramy się myśleć pozytywnie? Może lepiej byłoby rozważyć na nowo stosunek do „negatywnych” emocji i sytuacji?
Zastanów się nad techniką pozytywnej wizualizacji, która jest podstawowym składnikiem nie tylko seminariów á la Robbins, ale również szkolenia sprzedawców. Według badań psycholożki Gabriele Oettingena i jej współpracowników, wizualizowanie udanego zwieńczenia w pewnych warunkach sprawia, że człowiek z mniejszym prawdopodobieństwem osiągnie zamierzony cel. Uczestnicy pozbawieni przez jakiś czas wody byli proszeni o wyobrażenie sobie odświeżającej szklanki wody. Wizualizujący doświadczyli znaczącego spadku energii w porównaniu z tymi, którzy wyobrażali sobie fantazje negatywne lub neutralne. Wyobrażanie sobie swojego celu wydawało się zmniejszać chęć działania, tak jakby osiągnęli już swój cel.
Weźmy również afirmacje, radosne slogany mające na celu podnieść ducha osoby wypowiadającej je poprzez powtarzanie: „Jestem uroczą osobą!”. „Moje życie wypełnia radość!”. Psychologowie z Uniwersytetu z Waterloo doszli do wniosku, że podobne stwierdzenia u ludzi z niską samooceną sprawiają, że czują się oni jeszcze gorzej, częściowo dlatego, że mówienie sobie, że jest się uroczym, może wywoływać wewnętrzny kontrargument, że tak naprawdę nie jest się takim.
Nawet stawianie sobie celów, wszechobecna technika motywacyjna menedżerów wszystkich krajów, nie jest niepodważalnym dobrodziejstwem. Nadmierna koncentracja na celach może wykrzywić dalekosiężną misję organizacji w desperackim wysiłku spełnienia nazbyt ciasno sformułowanych zamierzeń. Badania niektórych profesorów biznesu wskazują, że pracownicy pochłonięci wypełnianiem celów z większym prawdopodobieństwem zachowają się nieetycznie.
Choć wiele z tych badań jest nowych, ich zasadnicze wnioski – nie. Starożytni filozofowie i nauczyciele duchowi rozumieli potrzebę zrównoważenia pozytywności z negatywnością, optymizmu z pesymizmem, głodu sukcesu i bezpieczeństwa z otwartością na porażkę i niepewność. Stoicy zalecali „premedytację zła”, czyli rozmyślne wyobrażanie sobie najgorszego możliwego scenariusza. Obniża to niepokój względem przyszłości. Wyobrażając sobie ponuro jak zły mogą sprawy przyjąć obrót, zazwyczaj dochodzisz do wniosku, że dasz sobie radę. Zauważyli ponadto, że wyobrażenie sobie utraty bliskich albo majątku zwiększa wdzięczność za to, co masz. Pozytywne myślenie zawsze pochyla się ku przyszłości i ignoruje przyjemność chwili obecnej.
Medytacja buddyjska jest również prawdopodobnie uczeniem się powstrzymania się od chęci myślenia pozytywnego – pozwolenia emocjom i wrażeniom na powstanie i przeminięcie, niezależnie od ich zawartości. To mogłoby nawet pomóc tym nieszczęsnym władcom ognia. Według artykułu z 2009 w piśmie „Journal of Pain”, krótkie wprowadzenie do medytacji znacząco redukowało ból – nie poprzez zignorowanie nieprzyjemnych wrażeń albo odmowę odczuwania ich, ale poprzez podejście do nich w sposób nie osądzający.
Z tej perspektywy, nieubłagany ciąg myślenia pozytywnego zaczyna wyglądać nie jako wyrażenie radości, a raczej jak stresujący wysiłek wyrugowania wszelkiego śladu negatywności. Uśmiech pana Robbinsa zaczyna przypominać grymas. Pozytywny „myśliciel” nigdy nie może się odprężyć, ażeby nie wdarła się świadomość smutku lub porażki. Mówienie sobie, że wszystko pójdzie dobrze jest słabym przygotowaniem na czasy, kiedy tak się nie stanie. Jeśli nalegasz, możesz spróbować zastosować do siebie słynną radę samopomocową polegającą na eliminacji słowa „porażka” ze swojego umysłowego słownika – jednakże wówczas będziesz miał niewłaściwe słownictwo, gdy porażka przyjdzie.
Krytyk społeczny Barbara Ehrenreich przekonująco wywiodła, że wszystkie szkoły pozytywnego myślenia, razem z ich odrzuceniem możliwości porażki, przyczyniły się do powstania obecnego kryzysu finansowego. Psychologiczne dowody, wsparte starożytną wiedzą, z pewnością pokazują, że nie jest to receptą na sukces, choć taką się przedstawia.
Pan Robbins podobno namawia chodzących po ogniu, aby myśleli o gorących węglach jako o „wilgotnym mchu”. Mam lepszy pomysł: niech myślą o nich jako o gorących węglach. I niech posłuchają strażaka z San Jose, mądrego filozofa, który w wywiadzie dla „The Mercury News” powiedział: „Odradzamy ludziom chodzenie po gorących węglach”.
Oliver Burkeman jest autorem książki The Antidote: Happiness for People who Can’t Stand Positive Thinking, która ukaże się niedługo.