Mit cudownej pigułki

Leczenie farmakologiczne zaburzeń psychicznych budzi wiele emocji. Masowość przepisywania leków antydepresyjnych w krajach wysoko rozwiniętych zaczęła niepokoić psychoterapeutów, lekarzy i badaczy. Czy rzeczywiście każda zniżka nastroju jest depresją? Czy depresja czy schizofrenia wiąże się z nierównowagą neuroprzekaźników? Na pytania zadane przez Michaela F. Shaughnessy’ego próbuje odpowiedzieć dr Joanna Moncrief.
Dr Joanna Moncrief jest autorką „The myth of chemical cure: a critique of psychiatric drug treatment” (Mit chemicznego lekarstwa – krytyka zastosowania leków psychiatrycznych). W poniższym wywiadzie odpowiada na pytania związane z tzw nierównowagą chemiczną i sposobami leczenia depresji.
Dr Moncrief, przede wszystkim, co skłoniło panią do napisania książki „The myth…”
To, co jest napisane w książkach o lekach psychiatrycznych, o tym jak działają zawsze wydawało mi się mało realistyczne. Zaczęłam więc przyglądać się wynikom różnych badań i stopniowo uświadamiałam sobie, że nie ma żadnych dowodów na ich specyficzne działanie, na to, że odwracają bieg choroby, jak się twierdzi. Jednocześnie zainteresowało mnie jak to się stało, że leki te są tak szeroko stosowane w psychiatrii, że są aktualnie dominującą formą leczenia. Zrozumiałam, że przekonanie o ich specyficznym działaniu sprawia, że traktowane są jako bardzo ważne w leczeniu. Jest to związane z tym, że przekonanie o specyficzności działania wzmacnia też postrzeganie psychiatrii jako dziedziny aktywności medycznej leczącej konkretne choroby.
Tak więc zaczęłam badać skąd wzięło się to przekonanie (mit według mnie) o specyficznym działaniu leków.
Myślę, że kiedy tracimy ojca, matkę, rodzeństwo czy nawet ulubionego czworonga to naturalnym jest, że czujemy się smutni. Kiedy zaczęto przepisywać antydepresanty w sytuacjach życiowej zmiany, takiej z jaką każdy z nas musi się zmierzyć?
Współczesna koncepcja depresji jako stanu wymagającego leczenia pojawiła się w latach 60tych XX wieku i wiązała się z wynalezieniem i promocją pierwszych leków przeciwlękowych. Jednakże w latach 90tych rynek benzodiazepin załamał się i uwaga przemysłu farmaceutycznego przekierowała się na depresję – po to by stworzyć masowy rynek zbytu na produkty farmaceutyczne.
To w latach 90-tych popularyzowano przekonanie, że depresja dotyka 25% populacji. Wszystko to wiązało się z budowaniem rynku dla nowych antydepresantów znanych jako SSRI.
Skąd dokładnie psychiatrzy wiedzą, że w mózgu dochodzi do zachwiania równowagi chemicznej? A może oni tylko eksperymentują z pacjentami?
Psychiatrzy nie mają podstaw by stwierdzić, że ktoś ma nierównowagę chemiczną. Pomysł, że depresja jest spowodowana nierównowagą chemiczną to tylko hipoteza. Nie ma dowodów, że osoby z depresją charakteryzują się jakąś biochemiczną nienormalnością. Przekonanie to zostało spopularyzowane przez koncerny farmaceutyczne i stowarzyszenia lekarskie. Jednak dowody na prawdziwość tych hipotez są znikome. Większość ekspertów twierdzi, że skoro stan chorych poprawia się po podaniu antydepresantów to jest to najsilniejszym dowodem nierównowagi chemicznej. Ale są przecież możliwe inne wyjaśnienia: antydepresanty to leki psychoaktywne. Możliwe więc, że tłumią emocje lub tylko wyciszają.
Ilość tabletek na różne tzw. choroby psychiczne gwałtownie rośnie. Ktoś robi na tym duże pieniądze. Czy tylko o pieniądze tu chodzi?
Częściowo. Chodzi tu także o status zawodowy. Psychiatrzy lansują tabletki bo podnosi to ich status jako lekarzy. Również rządy wspierają użycie leków w terapii gdyż wydaje się to być prostym rozwiązaniem dla złożonych i trudnych do rozwiązania problemów.
Wiemy też, że są pacjenci agresywni, zagrażający sobie i innym, którzy muszą być fizycznie obezwładnieni –w specjalnych pomieszczeniach lub w kaftanach bezpieczeństwa. Czy w takich sytuacjach my tylko uspokajamy pacjenta, czy też naprawdę go leczymy?
Myślę, że w takich sytuacjach każdy przyzna, że chodzi po prostu o uspokojenie i chemiczne obezwładnienie. Bardziej otwarta jest dyskusja w przypadku osób o zachowaniach antyspołecznych, nieracjonalnych. Tacy ludzie zdiagnozowani są najczęściej jako chroniczni schizofrenicy lub przypisuje im się inną chorobę psychiczną. W tych przypadkach długoterminowe leczenie traktowane jest z jednej strony jako leczenie właśnie, z drugiej zaś chodzi też o kontrolowanie ich zachowań.
Czy są jakieś mikroorganizmy, wirusy, bakterie, pasożyty, które możemy dostrzec pod mikroskopem, które powodują choroby psychiczne?
Nie – nie ma żadnych dowiedzionych fizycznych przyczyn chorób psychicznych.
Wszyscy musimy radzić sobie z niepokojem – pracujemy, piszemy testy, radzimy sobie z irytującymi ludźmi – dlaczego niektórzy potrzebują tabletek uspokajających ? Czy oni mają jakąś „nierównowagę chemiczną”?
Każdy z nas jest inny i niektórym trudniej radzić sobie ze stresem. Częściowo jest to związane ze środowiskiem i wychowaniem ale wpływ na to ma również nasze wyposażenie biologiczne. Jednak nie jest to coś co można by nazwać nierównowagą chemiczną. Po prostu każdy jest inny – zarówno na poziomie biologicznym jak i psychologicznym. Nie można „naprawiać” tych różnic nie niszcząc zarazem indywidualności każdego z nas.
Czy naprawdę istnieje taka choroba jak zespół zaburzeń uwagi czy też to tylko garść symptomów połączona według modnego klucza?
To nie jest moja działka ale psychiatrzy dziecięcy, których znam, twierdzą, że zawsze jest lepsze wyjaśnienie zachowania dziecka niż ADHD. ADHD jest etykietką umiejscawiającą problem w dziecku podczas gdy często leży on w rodzinie czy szerszym środowisku. Jedynym uzasadnieniem rozpoznania ADHD jest usprawiedliwienie przepisania dziecku stymulantów. Jest wielka debata, czy są one użyteczne i – jeśli są użyteczne – czy są warte stosowania. Przede wszystkim ułatwiają dziecku skupienie uwagi ale nie jest oczywiste czy jest to korzystne dla dziecka. Co więcej ich efekty z czasem słabną (dzieje się tak z większością leków przyjmowanych przez dłuższy okres). Ostatnie badania dużej grupy przeprowadzane po 3 latach leczenia wskazują, że leczenie z użyciem stymulantów nie jest lepsze niż leczenie bez użycia leków.
W Internecie czytałem o przepisywaniu statyn ośmiolatkom. Czy są jakieś rozsądne powody przepisywania dzieciom statyn?
Nie wiem czym kierują się lekarze przepisujący dzieciom statyny ale otyłość dzieci jest bez wątpienia wskaźnikiem, że coś złego dzieje się w naszym społeczeństwie. Otyłość niekiedy jest efektem stosowania leków, na przykład nowych leków przeciwpsychotycznych, które coraz częściej przepisuje się dzieciom.
W Stanach Zjednoczonych była kiedyś taka reklama, w której mówiono „ulga jest o łyk”. Czy jednak firmy farmaceutyczne nie idą w tym za daleko?
Wszyscy teraz szukają magicznej pigułki na wszystko. Przemysł farmaceutyczny z całą pewnością przyczynił się do stworzenia tej sytuacji. Sądzę jednak że jest szerszy klimat polityczny, który w dużej mierze temu sprzyja. Połknąć pigułkę by pozbyć się problemów to przecież idealna aktywność konsumenta i co więcej pomaga utrzymać go w niepokoju na tyle silnym by nie miał czasu na myślenie o zmianie systemu. Zaakceptowanie życiowych wzlotów i upadków nie jest dobrą receptą na skłanianie ludzi do kupowania nowych rzeczy.
Widzę często ludzi, którzy wydają się nie mieć umiejętności radzenia sobie ze stresem, nie potrafią tolerować frustracji czy wreszcie brakuje im umiejętności myślenia. Czy osoby te nie powinny raczej zostać przeszkolone i skorzystać z doradztwa niż brać tabletki na „nierównowagę chemiczną”.
Oczywiście, że byłoby lepiej. Warto się zastanowić dlaczego tak się dzieje i co możemy zrobić w skali społecznej by zapobiegać takim problemom a także jak je rozwiązywać, gdy już się pojawią.
Czy są jakieś choroby psychiatryczne które rzeczywiście wiążą się z „nierównowagą chemiczną”, na przykład chroniczna schizofrenia?
Nie. Uwarunkowania organiczne w demencji czy upośledzeniu mają podłoże fizyczne ale nie jest to prosta nierównowaga. W przypadku chorób psychicznych takich jak schizofrenia, choroby afektywne i inne żadna przyczyna fizyczna nie została dowiedziona. Często słyszy się, że istnieją dowody na ich podłoże genetyczne ale dowody te są bardzo słabe (o ile w ogóle istnieją). Mówi się też, że ludzie ze schizofrenią mają inaczej ukształtowane mózgi. I znów dowody te są słabe i nie sposób wyeliminować tu ewentualnego wpływu leków na obserwowane zmiany w obrazie mózgu.
Gdzie można znaleźć więcej informacji na ten temat?
The Critical Psychiatry Network ma swoją stronę internetową gdzie można znaleźć wiele interesujących dokumentów. Zapraszam na www.criticalpsychiatry.co.uk
Jakich pytań nie zadałem?
Niezależnie od tego czym są choroby psychiczne nie ma mocnych dowodów na to, że są spowodowane jakimiś zaburzeniami neurologicznymi w mózgu. Kiedy więc leczymy je farmakologicznie to po prostu podtruwamy ludzi. Leki mogą zmniejszyć objawy, co może być pomocne na krótki czas, ale wiążą się też z efektami ubocznymi. Będąc pod wpływem leków jesteśmy zwykle wolniejsi i mniej wrażliwi emocjonalnie. Psychiatrzy powinni być bardziej szczerzy w tej materii – podobnie politycy i całe społeczeństwo. Udajemy, że potrafimy leczyć ludzi chorych psychicznie bo sprawia to, że mamy poczucie kontroli nad nimi. Oczywiście niekiedy taka kontrola jest konieczna ale wtedy powinniśmy otwarcie przyznać, że tak jest. Firmy farmaceutyczne zarabiają na tej nieuczciwości.
Źródło: http://ednews.org/articles/an-interview-with-joanna-moncrieff-the-myth-of-the-chemical-cure.html