Wokół psychicznych skutków aborcji
Poniższy tekst jest tłumaczeniem artykułu autorstwa Brendy Major, który ukazał się na łamach The Washington Post. Dr Brenda Major jest profesorem psychologii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Barbara. Zajmuje się psychologia społeczną. Od wielu lat prowadzi badania dotyczące funkcjonowania kobiet po aborcji.
Toczona w ostatnim czasie w Stanach Zjednoczonych debata o aborcji to prawdziwa walka nie tyle o ciała kobiet co o ich umysły. W ostatnich latach pod sztandarem „prawa kobiet do informacji” wiele stanów wprowadziło przepisy nakazujące informowanie kobiet poddających się aborcji o tym, że poddanie się zabiegowi naraża ich zdrowie psychiczne – mowa jest o prawdopodobieństwie stresu pourazowego i zwiększonym ryzyku samobójstwa.
Wydaje się w pierwszym momencie, że takie podejście może być słuszne. Decyzja o przerwaniu ciąży może być trudna i wiele kobiet żałuje jej. Uzasadniona jest zatem chęć, by dokonany wybór był przemyślany i opierał się na informacjach. Ważne jednak również jest to, by informacje te były rzetelne.
Prowadzone rygorystycznie badania naukowe nie podtrzymują przekonania, że aborcja, w porównaniu ze swoją alternatywą, zwiększa występowanie zaburzeń psychicznych. Do tej samej konkluzji doszedł w 2008 roku składający się z niezależnych ekspertów zespół roboczy powołany przez Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne. Nie dalej jak we wrześniu opublikowano badania Uniwersytetu Stanowego w Oregonie pokazujące, ze nastolatki, które dokonały aborcji nie są bardziej depresyjne, ani nie mają niższej samooceny niż ich koleżanki, które donosiły ciążę. Badania dokonywano po roku i po pięciu latach od podjęcia decyzji o ewentualnym przerwaniu ciąży.
Jednak pomimo tych doniesień, przekonanie o szkodliwym wpływie aborcji na zdrowie psychiczne dominuje. Zgodnie z danymi Instytutu Guttmacher informowanie o możliwych negatywnych skutkach psychicznych jest obligatoryjne w Dakocie Południowej, Karolinie Południowej, Mississipi, Nebrasce, Teksasie, Utah i Zachodniej Wirginii. Podkreślanie zagrożeń wynikających z poddania się zabiegowi jest częścią strategii politycznej mającej na celu odwiedzenie kobiet od decyzji o przerwaniu ciąży lub chociaż utrudnienie im dokonania wyboru. To strategia urągająca zasadom naukowym, choć kryje się za parawanem wyników badań.
W ramach tej strategii niektórzy antyaborcyjni aktywiści, tacy jak David Reardon z Instytutu Elliota, naciągają istniejące wyniki badań by udowodnić powiązanie aborcji z różnymi zaburzeniami psychicznymi, m.in. depresją, zaburzeniami lękowymi czy uzależnieniami. Przywołują każdą możliwą korelację jako dowód na szkodliwy wpływ aborcji na zdrowie psychiczne.
Są tutaj co najmniej dwa logiczne uzasadnienia. Pierwsze to mylenie korelacji, związku z przyczynowością. Najbardziej przekonywującym wyjaśnieniem dla związków aborcji ze zdrowiem psychicznym, widocznych w niektórych badaniach, jest istnienie wcześniejszych, nie związanych bezpośrednio z decyzją o aborcji, różnic pomiędzy kobietami, które decydują się na donoszenie ciąży a tym, które decydują się ją przerwać.
Znakomita większość badań pokazuje, że kobiety, które rodzą dzieci, średnio, częściej planują ciążę a także czują się emocjonalnie i finansowo przygotowane na zostanie matką. Dla porównania, kobiety decydujące się na aborcję rzadziej są w stałym związku – małżeńskim lub nieformalnym, Jest też większe prawdopodobieństwo że są niezamożne oraz, że doświadczyły psychicznego lub fizycznego nadużycia. Wszystkie te czynniki są powszechnie uważane za zwiększające ryzyko zaburzeń psychicznych.
Twórcy przepisów w Nebrasce z rozmysłem ignorują różnicę między związkiem a przyczyna. Przykładem są uregulowania wprowadzone w kwietniu 2010 roku zakładające konieczność informowania pacjentek chcących poddać się aborcji, że istnienie u nich określonych uwarunkowań (np.: niskich dochodów lub obniżonej samooceny) w większym stopniu naraża je na zaburzenia psychiczne wynikające z aborcji. Jeśli zatem kobieta doświadczy tego typu zaburzeń po zabiegu może pozwać lekarza twierdząc, że nie dość wnikliwie zbadał jej sytuację życiową i nie ostrzegł jej wystarczająco co do możliwych psychicznych konsekwencji. Z pewnością wielu lekarzy odstraszy taka perspektywa.
Ustawodawcy ignorują fakt, że każde z uwarunkowań predysponujących kobiety do zaburzeń psychicznych po aborcji predysponuje je również do depresji potraumatycznej jeśli urodzą dziecko a także ogólnie do problemów natury psychicznej – niezależnie od tego czy w ogóle są w ciąży. Idąc za tą logiką należałoby wszystkie ciężarne odpytywać z ich sytuacji by sprawdzić, czy aby nie są narażone na zaburzenia zdrowia psychicznego w przyszłości.
Kolejnym logicznym nieporozumieniem w kampanii przekonywania kobiet o psychicznych szkodach wywoływanych przez aborcję jest tzw heurystyka dostępności. Oznacza to ni mniej ni więcej to, że najłatwiej przywołać nam z pamięci żywe, najczęściej pochodzące z pierwszej ręki relacje, takie jak na przykład historie kobiet, które po przeprowadzeniu aborcji cierpiały. Wpływa to na sposób w jaki szacujemy częstość występowania jakiegoś zjawiska – wydaje się nam ono bardziej powszechne niż jest w rzeczywistości. Przykładowo wydaje nam się, że prawdopodobieństwo śmierci w wyniku zabójstwa jest większe niż w wyniku raka żołądka. Tymczasem jest odwrotnie – pięć razy więcej osób umiera w wyniku raka żołądka niż ginie z ręki innego człowieka. Dzieje się tak dlatego, że łatwiej nam przypomnieć sobie przykłady morderstw niż nowotworów. W tej sam sposób pełne emocji opowieści mniejszości kobiet mogą prowadzić do przeszacowania częstości występowania określonych zaburzeń. Przykładowy wpis z antyaborcyjnego portalu głosi: „Byłam bardzo przygnębiona i usiłowałam się zabić łykając dużą dawkę tabletek uspokajających. Przez trzy dni byłam nieprzytomna”. Ta opowieść przysłania fakt, że dużo większa liczba kobiet czuje po przerwaniu ciąży ulgę.
Moje badania, opierające się na wywiadach klinicznych przeprowadzonych w latach 90-tych z 400 kobietami, które przerwały ciążę w pierwszym trymestrze pokazują, że kobiety te doświadczają całej gamy emocji – od smutku i żałoby po ulgę. Co więcej dwa lata po abocji większość kobiet mówi, że podjęłaby taką samą decyzję. Z powodu stygmatyzacji, z jaką wiąże się aborcja w społeczeństwie, kobiety te czują, że nie mogą mówić o swoich uczuciach z tym związanych – o ile nie wiąże się to ze skruchą.
Kobiety, które są przekonane co do słuszności podjętych decyzji powinny mieć możliwość by bez strachu o tym mówić, nie narażając się na potępienie. Kobiety doświadczające smutku i żalu też powinny mieć możliwość dzielenia się tymi odczuciami. Ale ich słowa nie powinny być wykorzystywane do wprowadzania w błąd innych kobiet po to by ograniczyć ich wybór.